- Czyy..Możemy ją zobaczyć? Jakie są szanse na przeżycie? - zapytałem. Jeśli ją stracę, cały mój świat się zawali.
- Na razie niestety nie. Jeśli mam być szczery to szanse są nikłe. 30% - powiedział lekarz po czym schował się do sali gdzie była LOL.
Ona przeżyje! Proszę! Chcę się obudzić z tego koszmaru. Przytulić ją i uśmiechnąć się, że leży obok mnie cała i zdrowa. Dlaczego mnie przy niej nie było? Cholera jasna! Zrobię wszystko, żeby tylko przeżyła. Zdenerwowany walnąłem pięścią w ścianę z całej siły. Nie czułem bólu. Wyszedłem ze szpitala nabuzowany negatywną energią. Szedłem zaciskając z całej siły pięści. W pewnym momencie zaczął padać deszcz. Zimne krople spływające po mojej twarzy powoli mnie uspokajały. Stałem na środku drogi, patrzyłem w niebo.
- Dlaczego właśnie ona? - wydarłem się. Pękłem. Słone łzy spływały wraz z kroplami deszczu. Opadłem bezsilny na ulicę, zakryłem twarz dłońmi. Nie wiem ile czasu tam tak siedziałem. W końcu podbiegła do mnie Taylor.
- Justin! Lola się obudziła! Wstawaj! Jej stan się polepszył - zaczęła krzyczeć, płakać przytulać mnie. Pobiegliśmy razem do szpitala. Nie mogliśmy jeszcze jej zobaczyć, ale szanse się zwiększyły. Matka Loli śmiała się przez łzy. Łzy smutku? czy szczęścia?
- Idzcie do domu dzieci. Jest już 2:00 - powiedziała kobieta z napuchniętymi powiekami od płaczu.
- Nie mogę jej zostawić - powiedziałem, a za mną powtórzyła reszta.
Mały Max już dawno spał na kolanach Pani Watson. 5:00 Przyszedł do nas lekarz.
- Możecie ją zobaczyć, ale nie na długo. - powiedział lekarz.
Wchodziliśmy do sali pojedynczo. Pierwsza weszła jej mama z bratem. W końcu moja kolej. Wyglądała tak pięknie. Usiadłem przy jej łóżku. Była podłączona do tylu różnych kabelków. Monitory wskazywały jej bicie serca, ciśnienie itd. Złapałem ją za rękę
- Kocham cię LOL. Jak mogłaś być tak lekko myślna? Dlaczego nam to robisz? Nie widzisz ile osób cię kocha? Chciałaś nas tak po prostu zostawić? - płakałem, płakałem przy jej łóżku. Nie mogłem się powstrzymać. Łzy same cisnęły mi się do oczu. Nie wiedziałem, że będę w stanie kiedyś tak mocno pokochać kogoś. Nagle rozległ się pisk. Do sali wbiegli lekarze i pielęgniarki. Nie wiedziałem co się dzieje. Stałem z boku.
- Tracimy ją! Tracimy! - krzyczał lekarz
- Wyprowadźcie chłopaka
Zaraz pielęgniarki wyprowadziły mnie z sali. Tracą ją? To niemożliwe! To jak się czułem w tej chwili nie da się opisać. Czułem jak cząstka mnie umiera. Jak zostaje mi odbierana. Serce rozrywane na miliony kawałeczków. Przecież dopiero jej się polepszyło? Wszyscy płakali. Nie wiedzieliśmy na co czekamy. Lekarze biegali w tą i z powrotem. Nikt nas nie informował. Słyszeliśmy tylko krzyki z sali. Usiadłem obok matki Loli, oparłem ręce na kolanach i schowałem głowę w dłoniach. Co ja takiego zrobiłem? Dlaczego mi ją odbieracie? Nie przeżyję bez niej! Alice płakała i płakała. Jej córka...ona umiera, a ona nic nie może zrobić. Widziałem ból w jej oczach. Dopiero co straciła męża, a teraz może stracić córkę. Taylor: Może stracić zaraz najlepszą przyjaciółkę, znają się od dziecka, Kim tak samo. Louis...Uczył ją wspinać się na drzewa, a Kyle? Kyle z nim pierwszy raz napiła się alkoholu. Wszyscy mamy z nią tyle wspomnień. Wszyscy ją tak samo Kochamy.
- Nie! Ona nie może umrzeć! Nie może - płakała Tay w ramionach Kyla, który głaskał ją po głowie celem uspokojenia. Wszyscy cierpieliśmy tak samo. Z sali dalej dochodził pisk. Tak bardzo chciałem usłyszeć to pipkanie, że żyje. Wybiegł lekarz z sali, zostawiając otwarte drzwi.
- Chyba ją straciliśmy...
- Proszę zapisać godzinę
Wbiegłem jak szalony do sali.
- Proszę! Nie pozwólcie jej odejść! Błagam was! Ona nie może mnie zostawić!
Próbowałem reanimować dziewczynę. Zaraz ktoś złapał mnie za ręce i wyrwał z sali. Waliłem pięściami w ścianę.
Piszczenie dochodzące z sali nie ucichło ani na chwilę. Zaraz usłyszałem dźwięk, którego tak długo oczekiwałem. Stałem jak wryty i wsłuchiwałem się w ten dźwięk. Czy to ona?
- Wróciła do nas! Silna jesteś! Słyszysz nas? - krzyczał lekarz
Przyglądałem się całej sytuacji.
- Zamrugaj dwa razy jeśli nas rozumiesz.
Nie widziałem czy zamrugała, ale lekarze ewidentnie się uśmiechnęli.
- Dziękuję - wyszeptałem do siebie. Uściskałem mocno Alice, która płakała ze szczęścia. Lola była już wybudzona. Nie mogliśmy jej zobaczyć, ale sam fakt, że żyje nas uszczęśliwiał. 8:00 Byłem już tylko ja, matka Loli i jej brat. Reszta przyjaciół musiała już iść do szkoły. Nie spaliśmy całą noc. Bałem się, że jak zasnę to już jej nie będzie. Przyszedł lekarz
- Jej organizm został oczyszczony. Zostanie przez kilka dni na obserwacji jeszcze - powiedział uśmiechnięty lekarz.
- Możemy ją zobaczyć? - zapytała Alice
- Tak, proszę - odpowiedział i poszedł
Pozwoliłem wejść pierwszej Pani Watson i Max'owi. Po godzinie wyszli uśmiechnięci.
- Chce z tobą rozmawiać - uśmiechnęła się kobieta siadając obok mnie.
Wszedłem uśmiechnięty. Usiadłem przy łóżku. Dziewczyna usiadła również.
- Lola! Dlaczego to zrobiłaś? - powiedziałem łamiącym się głosem .
- Proszę, nie rozmawiajmy o tym - zagryzła dolną wargę.
- Wiesz, że mogłaś umrzeć?! Tak bardzo się o ciebie bałem. Kocham Cię!- powiedziałem trzymając za rękę dziewczynę.
- Ja też cię Kocham. Przepraszam, że byłam taka samolubna. - po jej policzkach spływały łzy.
- Co ci się stało w dłonie? - zapytała patrząc na moje zranione dłonie od walenia w ścianę.
- To? Too nic - powiedziałem zdezorientowany.
-Jesteś wyczerpany. Idź do domu
- Nie zostawię cię
- Justin! Będę tu na ciebie czekać - zaśmiała się dziewczyna co zrobiłem to samo.
- Skąd miałaś narkotyki?
- Nieważne
- Zatłukę go!
- Justin sama chciałam.
- Obiecaj, że nigdy więcej tego nie zrobisz! Nie możesz mnie zostawić samego!
- Obiecuję - powiedziała ze łzami w oczach
Zbliżyłem się do dziewczyny i musnąłem ustami jej usta, po chwili nasze języki sie spotkały.
*Lola*
Po tygodniu
Dzisiaj wreszcie wychodzę ze szpitala. Wszyscy tak się o mnie troszczą. Są kochani. Nie wiem co bym bez nich zrobiła. Zaczęłam się pakować kiedy na talii poczułam ręce. Ręce mojego szczęścia. Odwróciłam się z uśmiechem na ustach i pocałowałam chłopaka - Gotowa?
- Tak. Możemy już iść - uśmiechnęłam sie. Justin wziął ode mnie torbę i wyszliśmy ze szpitala. Pojechaliśmy prosto do mojego domu. Bieber był strasznie ostrożny dla mnie. Otworzył mi drzwi, gdy weszłam czekała tam na mnie miła niespodzianka. Mama, Max, Tay, Kim, Kyle, Louis . Wszyscy rzucili się na mnie i zaczęli mnie ściskać.
- Cieszę się, że do nas wróciłaś - powiedziała Kim całując mnie w policzek
- Tęskniłam - uściskała mnie Kim
- Nigdy więcej nas tak nie strasz - zaśmiał się Louis ściskając mnie jak pluszaka
- Aaa Louis! Nie mogę oddychać - wykrztusiłam z siebie
- Przepraszam - zaśmiał się.
- No! Nieźle nas nastraszyłaś - powiedział Kyle całując mnie w policzek.
- Ja również za wami tęskniłam.
Podeszłam do mamy i mocno ją uściskałam. Dalej cierpiała z powodu utraty męża. Tak mi głupio, że dodatkowo przeze mnie musiała cierpieć. Następnie uściskałam młodszego brata, który był przy mnie w szpitalu. Kiedy go wypuściłam z objęć pokazał jaka jestem wstrętna. Wszyscy się zaśmialiśmy. Usiedliśmy w salonie, mama przyniosła ciasto, chrupki, popcorn i cole. Wszyscy oglądaliśmy film. 23:00
- Czas się zbierać - powiedziała ziewając Kim
- Taak , racja - dodała Tay przeciągając się.
- To do jutra - powiedział Louis
- Do jutra - wyściskałam wszystkich.
- Skarbie, ja muszę wyjść do firmy - powiedziała mama
- Co? ale teraz?
- Tak, coś się zepsuło. Dzwoniła Chanel
- Może spać u mnie Justin?
- Umm...??
- Mamo.. Proszę.
- Umm.. No dobrze.
- Dziękuję.
Mama wyszła, a my poszliśmy do mnie na górę.
- Oglądamy coś jeszcze? - usiadłam na łóżku
- Chętnie ciebie pooglądam - zaśmiał się chłopak
- Justin!
Justin podszedł do mnie powoli kładąc się na mnie. Serce zaczęło mi bić coraz szybciej. Chłopak delikatnie musnął ustami moją szyję, przez co przeszedł mnie dreszcz. Czułam na szyi jak się uśmiecha. Po chwili przeniósł się na moje usta i zaczął mnie gorąco całować. Podniosłam jedną nogę na co chłopak zaraz zaczął po niej jeździć ręką. Włożyłam ręce w tylne kieszenie od spodni Justina, na co on tylko zamruczał. Odpiął mi jeden guziczek od bluzki i pocałował w dekolt. Czułam, że serce zaraz wyrwie się z mojej klatki piersiowej. Robiło mi się gorąco. Justin podwinął moją bluzkę odkrywając tylko brzuch. Zniżył się i zaczął całować mój brzuch.
- Justin! To łaskocze - śmiałam się
Chłopak nie przestawał.
- Aaaa..Justin! Błagam - płakałam już ze śmiechu.
Szatyn wrócił do całowania moich ust. Tak bardzo za nimi tęskniłam. Za jego pocałunkami, dotykiem, bliskością, zapachem. Do pokoju wpadł Max
- Jak coś to was słyszę - zaśmiał się wrednie chłopak na co oboje wybuchliśmy śmiechem. Jednak się nie zmienił.
- Idę się wykąpać - powiedziałam wychodząc spod chłopaka
- Mogę z tobą? - zapytał ruszając brwiami.
Kolejny rozdział zarąbisty <3 Serio płakałam .. płakałam jak małe dziecko .. <3 A potem się śmiałam <3 Dobrze że wszystko się dobrze kończy <3
OdpowiedzUsuńJak miło czytać takie komentarze :**
OdpowiedzUsuńJesteś świetna :)
OdpowiedzUsuńnie śpie w nocy żeby czytać twój blog. :*
nie przejmuj się małą oglądalnością, albo jak jest mało komentarzy, pisz dalej bo jesteś w tym świetna :)
więcej osób powinno zobaczyć to co piszesz :)
<3
strasznie to wyidealizowalas. dziewczyna nie zyje i nagle odzyskuje przytomnosc. malo wiarygodne. nie pisze tego na zlosc tylko to taka moja uwaga. ogolnie tekst bardzo prosto napisany. ale pomysl mi sie podoba:)
OdpowiedzUsuńKochanie, jest wiele takich przypadków, że niektórzy ludzie jednak nie przechodzą na drugą stronę. Moja mama pracuje w szpitalu i mówiła o takich przypadkach. Poczytaj też w internecie jak nie wierzysz. :)
OdpowiedzUsuńZajebiste :)
OdpowiedzUsuńNajpierw płakałam...jak małe dziecko, potem zaczęłam się śmiać, po prostu...nie wierze..że tak zajebiście piszesz :** KC <33
OdpowiedzUsuńNie masz talentu do pisania, ale pomysły są bardzo ciekawe. Powinnaś popracować nad stylem, dawać więcej opisów, nauczyć się piać POPRAWNIE dialog, no i błagam pisz bez powtórzeń. Ale tekst ogólnie jest świetny :)
OdpowiedzUsuń