Matka podeszła do mojego łóżka i dała mi chusteczkę.
- Niestety, to rozmowa prywatna...musi pan wyjść i wydaje mi się, że powinien pan leżeć w łóżku - zmarszczył brwi.
- Co jej jest? - spytał.
- Musi pan wyjść - ostrzegł.
- Lola, poinformuj mnie jak dowiesz sie o co chodzi - pogłaskał mój policzek, po czym wstał.
On również czuł, że coś jest nie tak.
- Mhm - mruknęłam.
Pocałował mnie w czoło i wyszedł.
- O co chodzi? - spytałam od razu, po wyjściu chłopaka.
- Muszę zadać Ci pytania, ale teraz...odpowiedź jest raczej oczywista - westchnął.
- Mamo? - spojrzałam na nią , a w oczach zebrały mi się łzy.
Kobieta tylko złapała mnie mocno za rękę i patrzyła na lekarza.
- Niech pan mówi. O co chodzi? - spytała.
- Straciłaś ostatnio dużo na wadze?
Zagryzłam dolną wargę, nie wiedząc dokąd to wszystko zmierza.
- T-tak, ale...po prostu mało jadałam. - usprawiedliwiłam się.
- Kłucie w klatce piersiowej?
Moje usta zadrżały.
- Tak...co mi jest? - zaszlochałam.
- Skarbie, będzie dobrze...- mama mocniej ścisnęła moją rękę.
- Męczący kaszel?
- Tak...dzisiaj kaszlałam krwią
- Szybko się męczysz?
Skinęłam głową, coraz bardziej się bojąc.
- Pojedziesz jeszcze raz na badania
- Ale po co? - zadrżałam.
- Musimy się upewnić. Jest możliwość, że jesteś chora.
- Co mi jest? - szeroko otworzyłam oczy.
- Nie chcę Cię straszyć. Zaraz pojedziesz na badania - powiedział, po czym wyszedł.
- Mamo...-powiedziałam drżącym głosem. - Boję się - szepnęłam.
- Wszystko będzie dobrze - uśmiechnęła się, ale uśmiech nie dotarł do jej oczu.
Wzięłam telefon i od razu napisałam sms do Justina.
Do: Justin kc
Jadę na badania :) Nie martw się xx.
Nie chciałam, żeby się tym martwił. Sam ma teraz problemy...
Po chwili do sali weszła pielęgniarka.
- Chodź - uśmiechnęła się pokrzepiająco i pokazała, żebym usiadła na wózek.
Powoli wstałam z łóżka przy pomocy mamy i wsiadłam na wózek. Cały czas mocno gryzłam wargę z nerwów. Czułam, że coś jest nie tak. Coś poważnego.
- Mamo...boję się - szepnęłam kiedy miałyśmy się już rozstać.
- Wszystko będzie dobrze, kochanie. To tylko badania - uśmiechnęła się lekko. Sama się bała. Widziałam to w jej oczach i po tym jak się zachowywała.
Po chwili zostałam wprowadzona do jakieś sali, gdzie był ten sam lekarz co parę minut temu ze mną rozmawiał. Najpierw zrobiono mi RTG klatki piersiowej, a później bronchoskopia. To było najgorsze. Wprowadzili mi bronchoskopu przez usta. Okropne! Ale to coś poważnego, bez powodu nie robią chyba takich badań? Później zostałam odprowadzona do swojej sali.
- I? - spytała mama, siadając przy moim łóżku.
- Zrobili mi rentgen klatki piersiowej, a później wprowadzili coś na b... do ust. - zagryzłam dolną wargę.
- Mówiłam, żebyś poszła do lekarza z tym kaszlem - westchnęła bezradna.
- Mamo...jestem alergiczką...nie wiedziałam, że to może być coś poważnego...aż do dzisiaj - szepnęłam.
Chwilę rozmawiałyśmy, aż usnęłam.
- Skarbie...-ktoś szepnął mi nad uchem.
- Justin...daj mi spać - mruknęłam i machnęłam ręką, przekręcając się na drugi bok.
- Lola - głos stawał się wyraźniejszy, ale nie należał do Justina.
Zmarszczyłam brwi, ale dalej nie otwierałam oczu.
- Lola, wstań kochanie...musimy porozmawiać
Wtedy przypomniałam sobie, że jestem w szpitalu. Powróciłam do rzeczywistości i od razu posmutniałam. Otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. Odkaszlnęłam i spojrzałam na lekarza, a później na zmartwioną mamę.
- Słucham - powiedziałam ochrypłym głosem, który zawsze miałam po przebudzeniu.
- Nie mam dobrych wiadomości - westchnął lekarz, patrząc w jakieś kartki.
Zadrżałam, a do moich oczu napłynęły łzy. Spojrzałam na mamę, ona również się bała tego co zaraz usłyszymy. Zwykle na filmach, kiedy lekarz mówi, że nie ma dobrych wiadomości, ktoś albo umarł, albo ma umrzeć...
Kurczowo zaciskałam dłonie na pościeli.
- Czy w rodzinie miał ktoś raka? - spytał.
- Matka mojego męża zmarła na raka płuc..- odpowiedziała mama.
Lekarz pokiwał głową i spojrzał na mnie.
- Zostałaś obciążona genetycznie rakiem płuc.- powiedział bez emocji, jak to mówią lekarze.
Przyłożyłam dłoń do ust i zaczęłam płakać.
- Są już przeżuty..w stadium IV - westchnął.
- Kiedy możemy zacząć terapię? - spytała mama.
- Można zacząć leczenie objawowe
- Dlaczego nie chemioterapia? Albo radioterapia? - spytała.
- Ze względu na zły stan pacjenta jest zbyt obciążający na chemio- i radioterapię.
- Nie chcę! - krzyknęłam.
- Lola! Nie wygłupiaj się! - zaśmiała się ironicznie mama.
- Ile jest procent, że wyzdrowieję? - zapytałam drżącym głosem.
Lekarz przymknął oczy i otworzył je z powrotem, po czym spojrzał na kartkę.
- 30% - szepnął.
- Jezus! - jęknęłam i zatopiłam się w łóżku.- Boże, dlaczego? - wyszlochałam.
- Ile nam zostało czasu? - spytała mama.
Spojrzałam na lekarza zapłakana.
- 3 do 5 miesięcy - odpowiedział. - Zostawię panie same - rzekł, po czym się wycofał.
Skuliłam się na łóżku i zaczęłam płakać. To najgorsze czego można się dowiedzieć. Zostało mi 5 miesięcy życia. Przecież mam dopiero 18 lat. Miałam się zestarzeć z Justinem, poznać go z moim dziatkami...iść do collegu, założyć rodzinę. Czym zawiniłam. Dlaczego Bóg tak karze moją mamę? Najpierw straciła męża, a teraz straci córkę i jeszcze wie kiedy...Boże! To najgorszy dzień w moim życiu. Myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko na filmach. Może gdybym poszła z tym kaszlem wcześniej do lekarza...może udałoby się im mnie uratować? Jak mam to powiedzieć Justinowi? Taylor? Kim? Kyle'owi? Dziadkom? Max'owi? Jestem jego jedyną siostrą! Jest za młody, żeby kolejny raz przeżywać żałobę, a ja za młoda, żeby umierać.
- Lola - szepnęła mama i delikatnie dotknęła mojego ramienia.
- Chcę zostać sama... - mruknęłam, ocierając mokre policzki.
- Kochanie, proszę. Może uda im się Cię wyleczyć. Zgódź się na leczenie.
- Nie...i tak umrę - zadrżałam. To było dziwne...wypowiedzieć to słowo ''umrę''.
- Proszę, nie mów tak - zaczęła płakać.
- Mamo, chcę zostać sama, proszę...- szepnęłam.
- Dobrze... kocham Cię - westchnęła. Wstała, nachyliła się nade mną i ucałowała mój policzek.
- Mamo..
- Tak? - stanęła przy drzwiach.
- Nikomu nic nie mów - pociągnęłam nosem.
- Dobrze - szepnęła i wyszła.
Kiedy usłyszałam, że drzwi się zamykają, rozpłakałam się na dobre. Wtuliłam się w poduszkę i ryczałam. Chociaż płaczem nic nie wskóram, przynajmniej poczuję ulgę, i napięcie chociaż na chwilę zejdzie. Nawet się nie zorientowałam, jak zasnęłam. Obudziło mnie głaskanie po ręce. Leniwie otworzyłam oczy i dostrzegłam Justina.
- Cześć - uśmiechnął się.
Zagryzłam mocno wargę, żeby się nie rozpłakać. Nie chcę nawet o tym myśleć, że będę musiała go zostawić. Jest teraz taki nieświadomy. Jeszcze gorzej czuję się z tym, że będę musiała go zaraz okłamać.
- Jak badania? - spytał, głaszcząc kciukiem moje kłykcie.
- W porządku, mam złamane żebro - jęknęłam.
- Biedactwo - pogłaskał mnie po głowie. - Wyglądasz na zmęczoną i zmartwioną. Coś się dzieje?
- Nie, po prostu źle spałam, nie mogę spać na lewej stronie, bo bolą mnie żebra - lekko się uśmiechnęłam.
Pogłaskał mój policzek, po czym nachylił się i cmoknął mnie w usta.
- Kocham Cię - uśmiechnął.
- Ja Ciebie też -starałam się uśmiechnąć.
- Co się dzieje z Twoją mamą? - zmarszczył brwi. - Wygląda na wyczerpaną i chyba płakała. - pokręcił głową.
- Martwi się, miałam wypadek...takie są już matki - wzięłam głęboki wdech, żeby się nie rozkleić i przykleiłam sobie do twarzy uśmiech. Nie myśl o tym, ze umrzesz. Nie myśl o tym! Myśl co jest teraz! Jesteś z Justinem. On Cię kocha! Mówiłam do siebie w myślach.
- Lola!
- Hm? - oderwałam się i spojrzałam na niego zamglonym wzorkiem.
- Co się dzieje? O czym myślisz? - starał się coś wyczytać z moich oczu.
- Nic...myślę...co będziemy robili na walentynki - skłamałam.
- Coś wymyślę - puścił mi oczko.
- Kiedy wychodzisz ze szpitala? - spytałam.
- Dzisiaj - uśmiechnął się. - A Ty? Już wiadomo?
- Nie...jeszcze nie - mruknęłam.
Do sali weszła Taylor, Kyle i Kim.
- No w końcu! - westchnęła blondynka.
- Justin nie chciał nas do Ciebie dopuścić - zaśmiał się Kyle.
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się ciepło. Tak mi się przynajmniej wydawało.
- Cześć Lola - mruknęła Kim.
- Kim, przepraszam - westchnęłam i poczułam, że oczy zaczynają mnie piec.
- Nic mi nie jest - uśmiechnęła się i podeszła do drugiej strony mojego łóżka.
- Przepraszam - szepnęłam i zaczęłam płakać. Nie płakałam z powodu, że spowodowałam wypadek, chociaż, było mi smutno przez to. Płakałam, bo wiedziałam, że więcej ich nie zobaczę. Mamy tylko 5 miesięcy, albo i mniej.
- Lola! - jęknęła Tay.
- Kocham was - wyszlochałam.
Wszyscy natychmiast mnie przytulili.
- Co się z Tobą dzieje? - zaśmiał się Kyle. - Nigdy się tak nie rozczulałaś nad nami - parsknął.
- Wiem - pociągnęłam nosem. - Kocham was - powtórzyłam.
- Już dobrze - szepnął Justin, głaszcząc moją rękę.
- Przyniosłam Ci kwiaty - uśmiechnęła się Taylor.
- Dziękuję - cały czas ścierałam nowe łzy.
- Hej, będzie dobrze - zaśmiała się Kim. - Za niedługo stąd wychodzić - cmoknęła mnie w czoło.
- Nie wiem co ja bym bez was zrobiła... - westchnęłam.
- Prawdopodobnie, nie miałabyś tylu problemów - zaśmiała się Taylor.
- Lubię mieć takie problemy i takich przyjaciół.
- Lola! Co jest? - szepnęła blondynka, siadając na moim łóżku.
- Przepraszam, nic - lekko się uśmiechnęłam.
- Wszyscy pokręcili głowami i zaśmiali się.
- Jak stąd wyjdę idziemy na jakąś grubą imprezę! - oznajmiłam.
- Taka Lola mi się podoba! - parsknął Kyle.
- Żadnego alkoholu - ostrzegł Justin z chytrym uśmiechem.
- Och, Justin. Trochę - mruknęłam i cmoknęłam go w usta.
Ostatnie chwile chcę wykorzystać na maxa. Tak, żebym niczego nie żałowała.
Po godzinie do sali weszła mama.
- Dzieciaki, nie męczcie już jej - zaśmiała się lekko mama.
Wszyscy kiwnęli głowami i zaczęli zbierać sie do wyjścia.
- Kochamy Cię! - powiedzieli.
- Ja was też - krzyknęłam. - I Ciebie - szepnęłam do Justina i złożyłam krótki pocałunek na jego ustach.
- Później wpadnę - szepnął.
- Do widzenia - uśmiechnął się do mojej mamy i wyszedł.
- Jak się czujesz? - spytała.
- Okropnie - szepnęłam i zaczęłam się dusić.
- Spokojnie,kochanie, spokojnie - mocno mnie przytuliła.
- Nie chcę umierać - sapnęłam. - Jeszcze nie teraz. Nie chcę wiedzieć ile mam czasu - zaczęłam płakać.
- Mnie też to boli - czułam łzy na swoim ramieniu. - Kocham Cię - wyszlochała mama.
- Ja Ciebie też, mamo - mocno ją objęłam.
I CO WY NA TO? BOŻE! DZIĘKUJĘ ZA 39 KOMENTARZY! NAWET NIE ZDAJECIE SOBIE SPRAWY JAK MI MIŁO! DZIĘKUJĘ!!! JESTEŚCIE KOCHANE!
JEŚLI ZMIENIAŁYŚCIE NAZWY NA TT, UZUPEŁNIJCIE AKTUALNĄ W ZAKŁADCE, BO JA NIKOGO NIE BĘDĘ SZUKAŁA!!
JEŚLI ZMIENIAŁYŚCIE NAZWY NA TT, UZUPEŁNIJCIE AKTUALNĄ W ZAKŁADCE, BO JA NIKOGO NIE BĘDĘ SZUKAŁA!!
ZAPRASZAM NA TEGO BLOGA http://fall-in-love-jb.blogspot.com/ DZIEWCZYNA POMAGAŁA MI WCZEŚNIEJ W ROZDZIAŁACH. DZIĘKI NIEJ ZACZĘŁAM PISAĆ :)
* NOWY ADRES MILLION DOLLAR BABY. JUŻ NIE TRZEBA WPISYWAĆ HASŁA :) http://www.mdbtlumaczenie.blogspot.com/
DO NN! ♥ KOCHAM WAS!
@Juuust_Smile
Co się zdołowałam ona nie może mieć raka!!!! ;/
OdpowiedzUsuńJezu ;(
OdpowiedzUsuńNie dość, że koniec gimnazjum mnie dołuje, to jeszcze ten rozdział ;(
Jessica to było moje pierwsze opowiadanie, które wgl czytałam, a Lola zaraz po nim, więc naprawdę ciężko mi się pogodzić, że coś takiego ją spotkało ;(
boże...rak ? jeju ;(
rozdział napisany świetnie, ale treść doprowadza do płaczu i to bardzo ;(
@nuitbiebs
Jestem załamana i płaczę w pociągu ona nie może umrzeć. ;(
UsuńO matko!! Dlaczego? Mam nadzieje że nic jej nie będzie i że wyzdrowieje.
OdpowiedzUsuń^,^
Pozdro Mikusia...
Mam nadzieję że Lola wyzdrowieje i że będzie wszystko dobrze. Po tym jak przeczytałam ten rozdział dalej ryczę. Nie uśmiercaj Loli, bardzo proszę.
OdpowiedzUsuńJejku niech Lola bd zdrowa .... Strasznie mi jej szkoda :c
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze bedzie zdrowa ...
OdpowiedzUsuńBoże wiedziałam no wiedziałam, że będzie mieć raka nooo ;( Mam nadzieje, że wszystko będzie dobrze... musi być!!! KOCHAM TWOJEGO BLOGA ;* ♥
OdpowiedzUsuńL-Lola ma raka ;o o mój boże. :( mam wielką nadzieję, że jakimś cudem wyzdrowieje. @beadlesbabyyy
OdpowiedzUsuńPrzez to opowiadanie nie mogłam spać! Czytałam je do 4 nad ranem, dziękuję że napisałaś tak wspaniałą historię ;* @suuperrka
OdpowiedzUsuńBęde płakać ;( niech ona nie umiera ;( @Codstin69
OdpowiedzUsuńJeśli to jest IV stadium nowotworu, to raczej nie ma szans, że wyzdrowieje. Poza tym, są już jakieś przerzuty. Według mnie, szansa na wyzdrowienie wynosi 10%.
OdpowiedzUsuńDamian.
świetny rozdział:) bardzo smutny.... czekam na nowy:)
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, nie spodziewałam się tego :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział..
OdpowiedzUsuńPrzeczuwałam, że to będzie rak czy coś.
Mam nadzieję, że jednak jakoś uda się jej wyleczyć.
nie mogę się doczekać kolejnego :)
Świetny rozdział. <3
OdpowiedzUsuńSzkoda,że umrze.
Genialny :) Lola nie może umrzeć .. cały czas płacze .. nie uśmiercaj jej ! PROSZE
OdpowiedzUsuńKocham twój blog jest świetny. Cudowny rozdział czekam na następny :***
OdpowiedzUsuńNie uśmiercaj Loli ale można zrobić tak żeby każdy myślał że umarła :) taka tam moja fantazja. Jeszcze raz super blog.
OdpowiedzUsuńryyycze :'( zakończ dobrze, proszę ! Zależy mi na tym :')
OdpowiedzUsuńBoże ja płacze. Pokręciły mi się rozdziały i minęłam chyba z dwa .Jak ja nie chcę żebyś kończyła tego bloga :C
OdpowiedzUsuńJeden z najlepszych jakie czytałam <3
dzięki płaczeee ;ccccc
OdpowiedzUsuńBożę jeszcze wżyciu nie popłakałam się tak czytając opowiadanie. Boże Kocham Cię
OdpowiedzUsuń