*Savannah*
Słyszałam, jak ktoś mnie woła. Wydawało mi się nawet, że słyszę Justina. Ma charakterystyczny ochrypły głos. Powoli otworzyłam oczy i wymacałam po ciemku telefon. Odblokowałam ekran i natychmiast jęknęłam, zasłaniając się ręką. Odłożyłam telefon i podniosłam się do pozycji siedzącej, żeby zobaczyć godzinę na zegarku elektronicznym.
- 3:40? Serio? Kto o te godzinie jeszcze nie śpi? Przecież jutro jest szkoła. - mruknęłam do siebie, zapalając światło. Mrużąc oczy, podeszłam do okna. Spojrzałam przez szybę, ale nic nie przykuło mojej uwagi dopóki ktoś znowu nie krzyknął.
- Sasha, wejdź no do tego.... .....okna!
Natychmiast otworzyłam okno i wychyliłam się, żeby spojrzeć na nietrzeźwego chłopaka.
- Boże, Justin! Jest trzecia w nocy! Idź spać. - krzyknęłam szeptem, żeby nie obudzić babci. Czy on do reszty postradał zmysły?
- Sasha......zróbmy sobie dziecko. - zaśmiał się chłopak, potykając o własne nogi.
- Boże. - szepnęłam do siebie. Co on ze sobą zrobił?
- Uciekaj! Wezwałam już policję! - to musi być moja babcia. Cholera, ten debil ją obudził i pewnie nieźle zdenerwował.
Po chwili mogłam zobaczyć moja babcię......z kijem bejbolowym! Rozumiesz? Z kijem!
- Babciu! Skąd masz kij bejsbolowy?! - krzyknęłam przerażona, po czym natychmiast włożyłam na siebie jakieś spodnie i bluzę i zbiegłam na dół, akurat w momencie, kiedy z domu wychodziła Pani Bieber, a moja babcia zadała cios Justinowi w plecy.
- Babciu! - krzyknęłam, biegnąc w stronę starszej kobiety.
- Do cholery jasnej! Justin! - wrzasnęła mama szatyna.
- Babciu, to Justin! - powiedziałam zdyszana, wyjmując z zaciśniętych rąk kobiety kij.
- Chryste! Hannah! - krzyknęła Pattie, podbiegając do nas. - Justin, do domu w tej chwili! - wrzasnęła.
- Boże, myślałam, że to jakiś zbir! - krzyknęła przerażona babcia, natychmiast ruszając w stronę Justina.
- Strasznie Cię przepraszam za mojego syna. - powiedziała, przykładając dłoń do serca. - Jest mi za niego wstyd. Naprawdę, przepraszam.
- Och, ale się wystraszyłam. - westchnęła babcia.
Po Justina w tym czasie wyszedł ojciec.
- Do domu! - warknął do syna, podchodząc do nas. - Hannah, wszystko w porządku? - spytał.
- T-tak. Tylko się trochę przestraszyłam. - zaśmiała się.
- Przepraszam Cię za mojego syna, gówniarz znowu się upił.
- W porządku, to nie jest wasza wina.
- Przykro mi, że Justin was obudził. - powiedziała Pattie.
- Babciu, pójdziemy już do domu, tak? - spojrzałam na kobietę.
- T-tak. - zająknęła się. - Dobrej nocy. - pożegnała się.
- Hannah, może wezwę lekarza? - krzyknęła Pattie.
- Spokojnie, jest w porządku. Wnuczka się mną zajmie. - odpowiedziała.
Trzymając starszą babcię za rękę, wprowadziłam ją do domu.
- Moje leki uspakajające są w mojej łazience w szafce za lustrem. - szepnęła, siadając ostrożnie na kanapie.
Szybko pobiegłam do łazienki, otworzyłam szafkę i zaczęłam czytać etykietki z opakowań na leki, aż trafiłam na Valium. Wzięłam pudełeczko w dłoń i przybiegłam do kobiety.
- Woda. - powiedziałam do siebie i pobiegłam szybko do kuchni. Wzięłam szklankę z ociekacza, nalałam do niej wody z kranu i wróciłam do babci.
- Proszę. - podałam jej leki z wodą, przyklękując przy niej.
- Dziękuję. - drżącą ręką wysypała na dłoń tabletkę, po czym popiła ją wodą.
- Może zadzwonię po lekarza? - spytałam, patrząc w oczy kobiety.
- Nie trzeba. Zaraz mi przejdzie. - uśmiechnęła się, nabierając powietrza do płuc.
- Na pewno? - zagryzłam wargę.
- Na pewno, na pewno. - zaśmiała się. - Zaprowadź mnie do łóżka.
- Dobrze. - powiedziałam, wstając. - Będę spała u Ciebie. - oznajmiłam, biorąc pod rękę starszą kobietę.
- Kochanie, dobrze się czuję. - zaśmiała się babcia, idąc powoli w stronę jej sypialni.
Zaprowadziłam babcię do łóżka. Nie zdejmując ubrań, położyłam się obok kobiety, wcześniej nastawiając sobie budzik, który stał na szafce nocnej.
- Dobranoc, babciu.
- Dobranoc, kochanie.
Natychmiast się podniosłam, kiedy budził zaczął dzwonić i wyłączyłam go jednym przyciskiem. Ostrożnie wyślizgnęłam się z łóżka i popędziłam do siebie na górę. Przebrałam się w strój do biegania, po czym biorąc telefon ze słuchawkami zbiegłam po cichu na dół. Nastawiłam budzik, że za 30min muszę wracać i wybiegłam z domu. Sport mnie odstresowuje, pozwoli zapomnieć o pewnych rzeczach, albo je przemyśleć. Najważniejsze jest to, że w końcu mogę zostawić za sobą złe demony, które nawiedzają mnie co noc. To naprawdę męczące. Dzięki lekom, nie budzę się już z krzykiem, ale cała spocona. Dzisiaj budziłam się dwa razy. To uporczywe, kiedy co noc masz taki sam sen. Co noc zostajesz oskarżony o najgorszy czyn, jaki człowiek może zrobić. Morderstwo. Odebranie życia drugiemu człowiekowi. W zasadzie nie odebrałam życia Anastasii, ale przyczyniłam się do jej śmierci. Powinnam jej pomóc, a ja po prostu uciekłam do domu. Nie wiedziałam co mam robić. Logan poświęcił dla mnie życie. Myślę, że nie przemyślał tego co zrobił. Nie było na to czasu. To już dwie osoby, które straciły życie przeze mnie/dla mnie/ przy mnie. To uciążliwe. Naprawdę. Muszę dźwigać to każdego dnia. Mogłam spłonąć w tym pieprzonym domu. Logan w tym momencie by żył. Dalsze przemyślenie przerwało mi zderzenie się z czymś. Czymś mam na myśli czyjeś plecy.
- Boże, przepraszam. - jęknęłam, przykładając dłoń do czoła.
- Savannah? Nic Ci nie jest? - mój wzrok napotkał męską dłoń, na co spojrzałam natychmiast w górę. Daniel.
Chwyciłam jego rękę i chłopak raz dwa mnie podniósł.
- Nic Ci nie jest? - spytał ponownie, patrząc mi badawczo w oczy.
- N-nie. - zaczęłam otrzepywać swoje spodnie. - Tylko tyłek mnie trochę boli. - zaśmiałam się nerwowo. - Przepraszam, że na Ciebie wpadłam. Zamyśliłam się. - powiedziałam, rumieniąc się.
- W porządku. - uśmiechnął się szeroko.
- Co tu robisz o tej porze? - spytałam, rozglądając się na boki. Gdzie ja do cholery jestem?
- Wyciągałem pocztę. - zaśmiał się, kiwając głową na skrzynkę obok.
- O! - westchnęłam.
- Strasznie daleko pobiegłaś od domu.
- Tak? - spojrzałam na chłopaka zaszokowana. - Nawet nie wiem w jakiej część Stanford się znajduję.
Blondyn zaśmiał się, wkładając ręce w kieszenie. - Spoko, mogę Cię podwieźć do domu. - uśmiechnął się szeroko. Mówiłam już, że ma powalający uśmiech? Naprawdę. Jest szczery i zaraźliwy.
- Uh...może pokażesz mi, jak wrócić i po prostu pobiegnę? - zagryzłam wargę.
- I po prostu spóźnisz się do szkoły? - zaśmiał się. - Za 25 minut powinnaś być w szkole. - powiedział, spoglądając na swój srebrny zegarek oplatający jego nadgarstek.
- Mój budzik nie zadzwonił. - warknęłam wściekła na siebie. - Nie zdążę dobiec tam z powrotem? - spojrzałam na chłopaka.
- Boisz się jechać ze mną samochodem? - parsknął.
- Nie. - pokręciłam głową, łapiąc się za ramie.
- Więc pojedziemy razem do szkoły. - uśmiechnął się, puszczając do mnie oczko. - Zaczekaj, pójdę po plecak. - powiedział, odchodząc.
Zacisnęłam usta w wąską linię i czekałam, aż chłopak wróci.
- Jestem. - oznajmił. - Chodź. - poprowadził mnie w stronę swojego samochodu.
- Ale ja muszę się jeszcze przebrać.
- Wiem. - zaśmiał się, otwierając mi drzwi. - Poczekam na Ciebie.
- Mam prywatnego kierowcę. - powiedziałam, zapinając pas bezpieczeństwa.
- Cholera, Savannah. - westchnął Daniel, odpalając samochód. - Czy ja Ci wyglądam na mordercę, czy gwałciciela? - spytał.
- Nie. - mruknęłam, zanurzając się w siedzeniu.
- Więc o co chodzi?
- O nic.
Nie chodzi o to, że boję się z nim jechać. Daniel jest bardzo miły, ja po prostu chciałam się jeszcze pomęczyć. Wygnać swoje złe demony, w spokoju pomyśleć.
- O czym myślisz? - spytał nagle.
- Um...hm...zastanawiam się, co ubiorę do szkoły. - głupia ja! Debilny pomysł.
Chłopak zaśmiał się i dalej patrzył na drogę.
Po chwili znaleźliśmy się u mnie pod domem.
- E, będę za...jakiś czas. - zagryzłam dolną wargę, otwierając drzwi.
- W porządku. - westchnął.
Podbiegłam do samochodu, który wynajęła moja mama. Nachyliłam się i zapukałam w szybę, po stronie kierowcy, na co ta została osunięta w dół. - Cześć, Cody. Dzisiaj pojadę do szkoły z kolegą.
- Okej. - skinął głową. - Ale mam po Ciebie przyjechać po lekcjach? - spytał.
- Tak. - skinęłam.
- Okej.
Wyprostowałam się i pobiegłam do domu.
- Savannah?! Ty jeszcze nie jesteś w szkole? - spytała zdziwiona kobieta.
- Za długo biegałam. - krzyknęłam, wchodząc po schodach.
Podeszłam do szafy, gdzie zaczęłam wybierać strój, następnie spakowałam torbę i ruszyłam pod prysznic.
Na pełnych obrotach, w końcu byłam gotowa. Zbiegłam na dół, wcześniej biorąc telefon do ręki.
- Jak się czujesz, babciu? - wydyszałam, podchodząc do kobiety.
- Dobrze. - zaśmiała się. - Idź do szkoły, jesteś już spóźniona.
- Pa. - pocałowałam starszą kobietę w policzek i wybiegłam z domu.
- Jestem. - sapnęłam, wskakując do samochodu.
- Wyglądasz jak nauczycielka. - zaśmiał sie.
- Serio? Często to słyszę. - skrzywiłam się.
- Po prostu ubierasz się strasznie poważnie, nie jak połowa puszczalskich w szkole.
- Fakt, faktem, że wyglądam jak nauczycielka. - zachichotałam.
- Cholera. Ty się zaśmiałaś! - parsknął Daniel.
Natychmiast spuściłam głowę, zakładając grzywkę za ucho.
- Savannah, nie bierz tego do siebie. Po prostu rzadko to robisz. Ciągle chodzisz smutna. O co chodzi?
- O nic ważnego. - wzruszyłam ramionami, patrząc w okno.
- Rozumiem. - westchnął.
Resztę drogi jechaliśmy w ciszy. Kiedy dotarliśmy pod szkołę, było już 10 minut po dzwonku.
- Cholera, przepraszam, że się przeze mnie spóźniłeś. - mruknęłam, biegnąc do szkoły.
- Spokojnie! - zaśmiał sie. - Jaką masz teraz lekcję? - spytał, idąc za mną.
- Um..- zaczęłam grzebać w torebce, aż znalazłam plan zajęć. - Matematyka.
- Świetnie, chodź za mną.
- Też masz tą lekcje?
- Tak. - uśmiechnął się. - Weź głęboki wdech i wchodzimy. - powiedział, otwierając drzwi. - Przepraszamy za spóźnienie.
- Przepraszam. - mruknęłam pod nosem.
- Och. - warknął nauczyciel. - siadajcie.
Usiadłam na pierwszym lepszym siedzeniu. Nie chciałam się zbytnio rozglądać, bo wiem, że wszystkie oczy są teraz skierowane na mnie.
Wypakowałam książki i ułożyłam je na ławce, na której po chwili pojawiła się zwinięta w kulkę biała kartka.
Rozejrzałam się po klasie i dostrzegłam za sobą Justina.
Zmarszczyłam brwi, odwijając biały papierek.
,,Możemy porozmawiać na przerwie?''
Zacisnęłam usta w wąską linię i zaczęłam skrobać na papierze odpowiedź.
,,Po co?''
Jestem na niego zła, ponieważ zdenerwował moją babcie. Mogła dostać zawału! Zwinęłam kartkę w kulkę i podałam ją dyskretnie Justinowi. Po chwili na ławce znowu pojawiła się ta sama karteczka.
,,Chcę przeprosić i pogadać''
Westchnęłam ciężko i odpisałam ,,OK''. Resztę lekcji starałam się nadążyć za nauczycielem, przez którego matematyka stała się dla mnie czarną magią.
Kiedy zadzwonił dzwonek, wszyscy uczniowie skierowali się do wyjścia, wcześniej pakując swoje plecaki.
Stanęłam przed drzwiami i czekałam na Justina.
- Chodź. - mruknął, łapiąc mnie za łokieć.
- Gdzie idziemy? - zmarszczyłam brwi, idąc za chłopakiem.
- Do biblioteki. - odpowiedział.
Po chwili znaleźliśmy się przed drzwiami biblioteki. Szatyn otworzył drzwi i puścił mnie pierwszą. Poprawiłam chanel na ramieniu i zajęłam miejsce przy stoliku w kącie.
- O co chodzi? - spytałam, trzymając torebkę na kolanach.
- Przepraszam za to co wczoraj zrobiłem. - powiedział skruszony. - Byłem pijany...
- Nie mnie powinieneś przepraszać. - warknęłam, patrząc wściekle na chłopaka. - Tylko moją babcię. Co Ci strzeliło do tego głupiego łba, żeby drzeć się o 3 w nocy? - sapnęłam. - Jesteś idiotą! Babcia mogła dostać zawału!
- Wiem, przepraszam. Naprawdę jest mi głupio. Twoją babcię też przeproszę, ale najpierw wolałem Ciebie. - powiedział smutno. - Mama zaprasza was dzisiaj na kolację. - szepnął, przeczesując dłonią włosy.
- Jak ona się czuje? Nieźle ją zdenerwowałeś. Swoją drogą, wszystkich wczoraj zdenerwowałeś. Masz szczęście, że nikt nie zadzwonił po policję.
- Rodzice się do mnie nie odzywają. - mruknął.
- Myślę, że to za słaba kara.
- Sav, w ogóle mi nie pomagasz.
- Nie mam zamiaru. Zrobiłeś gówno, to je teraz posprzątaj, Justin. Jesteś już prawie dorosły, ale tak naprawdę wygląda jakbyś zatrzymał się w podstawówce. To co zrobiłeś było cholernie nieodpowiedzialne. - powiedziałam, wstając. - Muszę iść na lekcję. - nałożyłam torebkę na ramię i wyszłam z biblioteki. Niech sobie nie myśli, że będzie mu tak łatwo, po tym jak naraził moją babcię na zawał serca. Ona nie ma 16 lat, jest stara i schorowana. Zresztą, co za idiota chodzi o 3 w nocy i wykrzykuje różne głupoty?
- Savannah? Coś się stało? - usłyszałam za sobą Daniela.
- Nie. - uśmiechnęłam się natychmiast. Gdyby nie to, że uśmiech ćwiczyłam od najmłodszych lat do pokazu, to już dawno bolałyby mnie policzki od tego sztucznego gestu.
- Wyglądasz na zestresowaną. - powiedział, dotrzymując mi kroku.
- Źle spałam. - wzruszyłam ramionami.
- Rano tak nie wyglądałaś. - zaśmiał się. - Ale okej, rozumiem. - Um, Savannah?
- Tak? - zatrzymałam się na chwilę. Proszę, nie zapraszaj mnie na randkę, ani żadną kawę. Proszę, proszę..
- Masz ochotę gdzieś wyjść dzisiaj? - spytał, drapiąc się po karku.
Cholera.
- Dzisiaj nie mogę, muszę się zająć babcią, innym razem.
- Och, okej. - zagryzł wargę zawiedziony.
- Hej, serio. Innym razem się wybierzemy. - uśmiechnęłam się lekko.
- Obiecujesz? - spytał, mrużąc brwi.
- Tak. - zaśmiałam się cicho.
- To zjedz ze mną chociaż lunch.
- W porządku. - skinęłam głową, zakładając kosmyk włosów za ucho.
- To..do zobaczenia na stołówce. - uśmiechnął się szeroko i pobiegł w drugą stronę.
Westchnęłam, lekko się uśmiechając i ruszyłam przed siebie, kiedy zostałam bezczelnie trącona ramieniem.
- Uważaj jak chodzisz. - warknęła po hiszpańsku, Victoria.
- Mówiłam Ci, że nie rozumiem Twojego języka. - spiorunowałam dziewczynę wzrokiem. Niech sobie nie myśli, że mam zamiar kłaniać jej się na każdej przerwie i lizać podróbki Gucciego.
- Nie zadzieraj ze mną. - syknęła, podchodząc bardzo blisko mnie, tak, że nasze nocy niemal się stykały.
- To Ty ze mną zadarłaś. - szepnęłam wściekle.
- Nie wiesz z kim rozmawiasz. - wycedziła przez zaciśnięte zęby. Jej ton był tak jadowity, że śmiało jej ślina może zabijać w ciągu kilku sekund.
- Ze szkolną dziwką? - uniosłam brew.
Dziewczyna szeroko otworzyła oczy i uniosła rękę, w celu uderzenia mnie.
- Nie waż się jej dotykać, Victoria. - wrzasnęła Chloe, popychając dziewczynę na szafki.
- Nazwała mnie dziwką. - sapnęła.
- A nie jesteś nią? - spytała unosząc brwi.
- Chloe, nie prowokuj mnie. - warknęła dziewczyna, podchodząc do brunetki.
- Nie, Victoria. To Ty! Nie prowokuj mnie! Jeśli chcesz możemy Cię zawiesić w szkole i będziesz mogła tylko pomarzyć o balu maturalnym. - uśmiechnęła się dziewczyna.
- Nie zrobisz tego! - krzyknęła Victoria, mrużąc oczy.
- Chcesz się przekonać? - zapytała Chloe, zakładając ręce na piersi. - Nie waż się tknąć żadnej dziewczyny z tej szkoły. - krzyknęła przewodnicząca, po czym złapała mnie za łokieć i ruszyłyśmy dalej. - Wszystko w porządku? - spytała.
- Tak. - uśmiechnęłam się lekko.
- Naprawdę nazwałaś ją dziwką? - zaśmiała się Chloe, siadając na schodach.
- Tak. - wzruszyłam ramionami. - Miałam z taki dziewczynami do czynienia w starej szkole. - powiedziała, przełykając ślinę - Jeśli nie pokaże się im, że się ich nie boi, to Cię zniszczą.
- Cholera, nie wiedziałam, że jesteś taka zadziorna Grey. - parsknęła dziewczyna. - Zawsze jesteś taka cicha.. - pokręciła głową. - Ale cicha woda brzegi rwie. - uśmiechnęła się szelmowsko. - Swoją drogą...co robiłaś z Danielem? - spytała, zagryzając wargę.
- Rano biegałam i wybiegłam trochę za daleko...wpadłam na Daniela i zaproponował mi podwózkę. - wzruszyłam ramionami, siadając obok dziewczyny.
- Daniel to fajny chłopak.
- Nie mam zamiaru się z nikim wiązać. - mruknęłam.
- Dlaczego? - pisnęła. - Jesteś super laska. To znaczy...no...powinnaś się umawiać z chłopakami.
Milczałam, patrząc przed siebie.
- Och, rozumiem. Mam nadzieję, że kiedyś mi powiesz. - powiedziała smutno.
Pieprzyć to, znam ją ponad miesiąc. Kiedyś się dowie. Chloe jest dziewczyną Christiana, co oznacza, że mogę jej zaufać.
- Mój chłopak zginął ponad dwa miesiące temu. - odchrząknęłam, chcąc pozbyć się wzbierających się łez.
- Och, Boże, tak mi przykro! Przepraszam, nie powinnam Cię tak męczyć. - powiedziała skruszona dziewczyna.
- W porządku. - uśmiechnęłam się lekko. - Prędzej czy później i tak bym Ci powiedziała. Wyglądasz na dziewczynę, której można ufać.
- Nie bez powodu jestem przewodniczącą. - zaśmiała się. - Mogę Cię przytulić? Christian mówił, że tego nie lubisz...dlatego pytam. - zagryzła wargę.
- Och...um...w porządku. -szepnęłam.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i mocno mnie uściskała.
- O-okej. wystarczy. - szepnęłam.
- Hej, kiedyś to polubisz. Zobaczysz. - zachichotała. - Wiesz, musimy wybrać się na zakupy. - powiedziała, lustrując mój strój.
- Co jest nie tak z moim strojem? - zmarszczyłam brwi.
- Ubierasz się jak nauczycielka, a to nie jest sexy. - wydęła wargi. - No dobra, niektórych chłopców to podnieca. - przewróciła oczami. - Ale...masz 17 lat, powinnaś się ubierać bardziej na luzie.
- W poprzedniej szkole wszyscy chodzili tak ubrania.
- W szkole dla sztywniaków? - zachichotała. - Nieważne, chodźmy na lekcję. Co masz?
-Um...-wyciągnęłam z torebki plan. - fizykę.
- To lekcja z Ashtonem. Musimy go znaleźć. - powiedziała, wstając i wyciągając do mnie rękę, którą natychmiast chwyciłam.
- Justin! - krzyknęła Chloe, przemierzając korytarz.
Chłopak rozejrzał się po korytarzy, aż jego wzrok padł na nas.
- Gdzie Ashton? - spytała, całując chłopaka w policzek.
- Nie wiem, nie było go na matematyce. - wzruszył ramionami. - Stało się coś? - spytał, spoglądając na mnie.
- Savannah ma fizykę, chciałam, żeby poszła z Ashtonem.
- W porządku, zaprowadzę ją. - uśmiechnął się leniwie.
- Wiem gdzie to. - mruknęłam.
- Och, Sav. Daj spokój. Znowu się z kimś pokłócisz. - przewróciła oczami.
- Pokłóciłaś się z kimś? - spytał Justin, marszcząc brwi.
- Victoria ją zaczepiła. Dobra, ja spadam. Cześć. - powiedziała, całując mnie w policzek.
- Chodź. - Justin skinął głową.
Przewróciłam oczami i ruszyłam za nim.
- Więc o co chodzi z Vi?
- O nic. - wzruszyłam ramionami.
- Sav, przestań się już na mnie gniewać. - westchnął chłopak, oblizując usta. - Przeprosiłem przecież.
- Przepraszam tu nie wystarczy. Naraziłeś życie mojej babci.
- Byłem pijany, nie wiedziałem co robię. Jest mi naprawdę przykro. Dostałem już nauczkę od Twojej babci. - szepnął.
- Właśnie. Mocno Cię uderzyła? - spytałam, krzywiąc się lekko.
- Sama zobacz. - westchnął, przystając. Zdjął plecak i podciągnął bluzkę na plecach.
- Cholera. - sapnęłam, przejeżdżając delikatnie dłonią po tworzącym się siniaku na plecach.
- Ledwo wstałem. - mruknął, obniżając bluzkę. - Skąd do cholery, Twoja babcia ma kij bejsbolowy w domu? - spytał, zakładając plecak.
- Uch...wydaje mi się, że to mój kij z czasów, kiedy tu przyjeżdżałam. Albo Christiana. - zagryzłam wargę.
- Cholera. Musisz go koniecznie wyrzucić, albo Twoja babcia kogoś zabije.
- Miałeś szczęście, że tego nie zrobiła. - wydęłam wargi.
- Sav, proszę, przestań się już gniewać.
Przewróciłam oczami, wzdychając. - Okej. - pokręciłam głową.
- Super. - uśmiechnął się, po czym mocno mnie przytulił, całując w policzek.
- Ej, nie rozpędzaj się. - warknęłam, odpychając od siebie chłopaka.
- Przepraszam. - zaśmiał się. - Chodźmy na lekcję.
- 3:40? Serio? Kto o te godzinie jeszcze nie śpi? Przecież jutro jest szkoła. - mruknęłam do siebie, zapalając światło. Mrużąc oczy, podeszłam do okna. Spojrzałam przez szybę, ale nic nie przykuło mojej uwagi dopóki ktoś znowu nie krzyknął.
- Sasha, wejdź no do tego.... .....okna!
Natychmiast otworzyłam okno i wychyliłam się, żeby spojrzeć na nietrzeźwego chłopaka.
- Boże, Justin! Jest trzecia w nocy! Idź spać. - krzyknęłam szeptem, żeby nie obudzić babci. Czy on do reszty postradał zmysły?
- Sasha......zróbmy sobie dziecko. - zaśmiał się chłopak, potykając o własne nogi.
- Boże. - szepnęłam do siebie. Co on ze sobą zrobił?
- Uciekaj! Wezwałam już policję! - to musi być moja babcia. Cholera, ten debil ją obudził i pewnie nieźle zdenerwował.
Po chwili mogłam zobaczyć moja babcię......z kijem bejbolowym! Rozumiesz? Z kijem!
- Babciu! Skąd masz kij bejsbolowy?! - krzyknęłam przerażona, po czym natychmiast włożyłam na siebie jakieś spodnie i bluzę i zbiegłam na dół, akurat w momencie, kiedy z domu wychodziła Pani Bieber, a moja babcia zadała cios Justinowi w plecy.
- Babciu! - krzyknęłam, biegnąc w stronę starszej kobiety.
- Do cholery jasnej! Justin! - wrzasnęła mama szatyna.
- Babciu, to Justin! - powiedziałam zdyszana, wyjmując z zaciśniętych rąk kobiety kij.
- Chryste! Hannah! - krzyknęła Pattie, podbiegając do nas. - Justin, do domu w tej chwili! - wrzasnęła.
- Boże, myślałam, że to jakiś zbir! - krzyknęła przerażona babcia, natychmiast ruszając w stronę Justina.
- Strasznie Cię przepraszam za mojego syna. - powiedziała, przykładając dłoń do serca. - Jest mi za niego wstyd. Naprawdę, przepraszam.
- Och, ale się wystraszyłam. - westchnęła babcia.
Po Justina w tym czasie wyszedł ojciec.
- Do domu! - warknął do syna, podchodząc do nas. - Hannah, wszystko w porządku? - spytał.
- T-tak. Tylko się trochę przestraszyłam. - zaśmiała się.
- Przepraszam Cię za mojego syna, gówniarz znowu się upił.
- W porządku, to nie jest wasza wina.
- Przykro mi, że Justin was obudził. - powiedziała Pattie.
- Babciu, pójdziemy już do domu, tak? - spojrzałam na kobietę.
- T-tak. - zająknęła się. - Dobrej nocy. - pożegnała się.
- Hannah, może wezwę lekarza? - krzyknęła Pattie.
- Spokojnie, jest w porządku. Wnuczka się mną zajmie. - odpowiedziała.
Trzymając starszą babcię za rękę, wprowadziłam ją do domu.
- Moje leki uspakajające są w mojej łazience w szafce za lustrem. - szepnęła, siadając ostrożnie na kanapie.
Szybko pobiegłam do łazienki, otworzyłam szafkę i zaczęłam czytać etykietki z opakowań na leki, aż trafiłam na Valium. Wzięłam pudełeczko w dłoń i przybiegłam do kobiety.
- Woda. - powiedziałam do siebie i pobiegłam szybko do kuchni. Wzięłam szklankę z ociekacza, nalałam do niej wody z kranu i wróciłam do babci.
- Proszę. - podałam jej leki z wodą, przyklękując przy niej.
- Dziękuję. - drżącą ręką wysypała na dłoń tabletkę, po czym popiła ją wodą.
- Może zadzwonię po lekarza? - spytałam, patrząc w oczy kobiety.
- Nie trzeba. Zaraz mi przejdzie. - uśmiechnęła się, nabierając powietrza do płuc.
- Na pewno? - zagryzłam wargę.
- Na pewno, na pewno. - zaśmiała się. - Zaprowadź mnie do łóżka.
- Dobrze. - powiedziałam, wstając. - Będę spała u Ciebie. - oznajmiłam, biorąc pod rękę starszą kobietę.
- Kochanie, dobrze się czuję. - zaśmiała się babcia, idąc powoli w stronę jej sypialni.
Zaprowadziłam babcię do łóżka. Nie zdejmując ubrań, położyłam się obok kobiety, wcześniej nastawiając sobie budzik, który stał na szafce nocnej.
- Dobranoc, babciu.
- Dobranoc, kochanie.
Natychmiast się podniosłam, kiedy budził zaczął dzwonić i wyłączyłam go jednym przyciskiem. Ostrożnie wyślizgnęłam się z łóżka i popędziłam do siebie na górę. Przebrałam się w strój do biegania, po czym biorąc telefon ze słuchawkami zbiegłam po cichu na dół. Nastawiłam budzik, że za 30min muszę wracać i wybiegłam z domu. Sport mnie odstresowuje, pozwoli zapomnieć o pewnych rzeczach, albo je przemyśleć. Najważniejsze jest to, że w końcu mogę zostawić za sobą złe demony, które nawiedzają mnie co noc. To naprawdę męczące. Dzięki lekom, nie budzę się już z krzykiem, ale cała spocona. Dzisiaj budziłam się dwa razy. To uporczywe, kiedy co noc masz taki sam sen. Co noc zostajesz oskarżony o najgorszy czyn, jaki człowiek może zrobić. Morderstwo. Odebranie życia drugiemu człowiekowi. W zasadzie nie odebrałam życia Anastasii, ale przyczyniłam się do jej śmierci. Powinnam jej pomóc, a ja po prostu uciekłam do domu. Nie wiedziałam co mam robić. Logan poświęcił dla mnie życie. Myślę, że nie przemyślał tego co zrobił. Nie było na to czasu. To już dwie osoby, które straciły życie przeze mnie/dla mnie/ przy mnie. To uciążliwe. Naprawdę. Muszę dźwigać to każdego dnia. Mogłam spłonąć w tym pieprzonym domu. Logan w tym momencie by żył. Dalsze przemyślenie przerwało mi zderzenie się z czymś. Czymś mam na myśli czyjeś plecy.
- Boże, przepraszam. - jęknęłam, przykładając dłoń do czoła.
- Savannah? Nic Ci nie jest? - mój wzrok napotkał męską dłoń, na co spojrzałam natychmiast w górę. Daniel.
Chwyciłam jego rękę i chłopak raz dwa mnie podniósł.
- Nic Ci nie jest? - spytał ponownie, patrząc mi badawczo w oczy.
- N-nie. - zaczęłam otrzepywać swoje spodnie. - Tylko tyłek mnie trochę boli. - zaśmiałam się nerwowo. - Przepraszam, że na Ciebie wpadłam. Zamyśliłam się. - powiedziałam, rumieniąc się.
- W porządku. - uśmiechnął się szeroko.
- Co tu robisz o tej porze? - spytałam, rozglądając się na boki. Gdzie ja do cholery jestem?
- Wyciągałem pocztę. - zaśmiał się, kiwając głową na skrzynkę obok.
- O! - westchnęłam.
- Strasznie daleko pobiegłaś od domu.
- Tak? - spojrzałam na chłopaka zaszokowana. - Nawet nie wiem w jakiej część Stanford się znajduję.
Blondyn zaśmiał się, wkładając ręce w kieszenie. - Spoko, mogę Cię podwieźć do domu. - uśmiechnął się szeroko. Mówiłam już, że ma powalający uśmiech? Naprawdę. Jest szczery i zaraźliwy.
- Uh...może pokażesz mi, jak wrócić i po prostu pobiegnę? - zagryzłam wargę.
- I po prostu spóźnisz się do szkoły? - zaśmiał się. - Za 25 minut powinnaś być w szkole. - powiedział, spoglądając na swój srebrny zegarek oplatający jego nadgarstek.
- Mój budzik nie zadzwonił. - warknęłam wściekła na siebie. - Nie zdążę dobiec tam z powrotem? - spojrzałam na chłopaka.
- Boisz się jechać ze mną samochodem? - parsknął.
- Nie. - pokręciłam głową, łapiąc się za ramie.
- Więc pojedziemy razem do szkoły. - uśmiechnął się, puszczając do mnie oczko. - Zaczekaj, pójdę po plecak. - powiedział, odchodząc.
Zacisnęłam usta w wąską linię i czekałam, aż chłopak wróci.
- Jestem. - oznajmił. - Chodź. - poprowadził mnie w stronę swojego samochodu.
- Ale ja muszę się jeszcze przebrać.
- Wiem. - zaśmiał się, otwierając mi drzwi. - Poczekam na Ciebie.
- Mam prywatnego kierowcę. - powiedziałam, zapinając pas bezpieczeństwa.
- Cholera, Savannah. - westchnął Daniel, odpalając samochód. - Czy ja Ci wyglądam na mordercę, czy gwałciciela? - spytał.
- Nie. - mruknęłam, zanurzając się w siedzeniu.
- Więc o co chodzi?
- O nic.
Nie chodzi o to, że boję się z nim jechać. Daniel jest bardzo miły, ja po prostu chciałam się jeszcze pomęczyć. Wygnać swoje złe demony, w spokoju pomyśleć.
- O czym myślisz? - spytał nagle.
- Um...hm...zastanawiam się, co ubiorę do szkoły. - głupia ja! Debilny pomysł.
Chłopak zaśmiał się i dalej patrzył na drogę.
Po chwili znaleźliśmy się u mnie pod domem.
- E, będę za...jakiś czas. - zagryzłam dolną wargę, otwierając drzwi.
- W porządku. - westchnął.
Podbiegłam do samochodu, który wynajęła moja mama. Nachyliłam się i zapukałam w szybę, po stronie kierowcy, na co ta została osunięta w dół. - Cześć, Cody. Dzisiaj pojadę do szkoły z kolegą.
- Okej. - skinął głową. - Ale mam po Ciebie przyjechać po lekcjach? - spytał.
- Tak. - skinęłam.
- Okej.
Wyprostowałam się i pobiegłam do domu.
- Savannah?! Ty jeszcze nie jesteś w szkole? - spytała zdziwiona kobieta.
- Za długo biegałam. - krzyknęłam, wchodząc po schodach.
Podeszłam do szafy, gdzie zaczęłam wybierać strój, następnie spakowałam torbę i ruszyłam pod prysznic.
Na pełnych obrotach, w końcu byłam gotowa. Zbiegłam na dół, wcześniej biorąc telefon do ręki.
- Jak się czujesz, babciu? - wydyszałam, podchodząc do kobiety.
- Dobrze. - zaśmiała się. - Idź do szkoły, jesteś już spóźniona.
- Pa. - pocałowałam starszą kobietę w policzek i wybiegłam z domu.
- Jestem. - sapnęłam, wskakując do samochodu.
- Wyglądasz jak nauczycielka. - zaśmiał sie.
- Serio? Często to słyszę. - skrzywiłam się.
- Po prostu ubierasz się strasznie poważnie, nie jak połowa puszczalskich w szkole.
- Fakt, faktem, że wyglądam jak nauczycielka. - zachichotałam.
- Cholera. Ty się zaśmiałaś! - parsknął Daniel.
Natychmiast spuściłam głowę, zakładając grzywkę za ucho.
- Savannah, nie bierz tego do siebie. Po prostu rzadko to robisz. Ciągle chodzisz smutna. O co chodzi?
- O nic ważnego. - wzruszyłam ramionami, patrząc w okno.
- Rozumiem. - westchnął.
Resztę drogi jechaliśmy w ciszy. Kiedy dotarliśmy pod szkołę, było już 10 minut po dzwonku.
- Cholera, przepraszam, że się przeze mnie spóźniłeś. - mruknęłam, biegnąc do szkoły.
- Spokojnie! - zaśmiał sie. - Jaką masz teraz lekcję? - spytał, idąc za mną.
- Um..- zaczęłam grzebać w torebce, aż znalazłam plan zajęć. - Matematyka.
- Świetnie, chodź za mną.
- Też masz tą lekcje?
- Tak. - uśmiechnął się. - Weź głęboki wdech i wchodzimy. - powiedział, otwierając drzwi. - Przepraszamy za spóźnienie.
- Przepraszam. - mruknęłam pod nosem.
- Och. - warknął nauczyciel. - siadajcie.
Usiadłam na pierwszym lepszym siedzeniu. Nie chciałam się zbytnio rozglądać, bo wiem, że wszystkie oczy są teraz skierowane na mnie.
Wypakowałam książki i ułożyłam je na ławce, na której po chwili pojawiła się zwinięta w kulkę biała kartka.
Rozejrzałam się po klasie i dostrzegłam za sobą Justina.
Zmarszczyłam brwi, odwijając biały papierek.
,,Możemy porozmawiać na przerwie?''
Zacisnęłam usta w wąską linię i zaczęłam skrobać na papierze odpowiedź.
,,Po co?''
Jestem na niego zła, ponieważ zdenerwował moją babcie. Mogła dostać zawału! Zwinęłam kartkę w kulkę i podałam ją dyskretnie Justinowi. Po chwili na ławce znowu pojawiła się ta sama karteczka.
,,Chcę przeprosić i pogadać''
Westchnęłam ciężko i odpisałam ,,OK''. Resztę lekcji starałam się nadążyć za nauczycielem, przez którego matematyka stała się dla mnie czarną magią.
Kiedy zadzwonił dzwonek, wszyscy uczniowie skierowali się do wyjścia, wcześniej pakując swoje plecaki.
Stanęłam przed drzwiami i czekałam na Justina.
- Chodź. - mruknął, łapiąc mnie za łokieć.
- Gdzie idziemy? - zmarszczyłam brwi, idąc za chłopakiem.
- Do biblioteki. - odpowiedział.
Po chwili znaleźliśmy się przed drzwiami biblioteki. Szatyn otworzył drzwi i puścił mnie pierwszą. Poprawiłam chanel na ramieniu i zajęłam miejsce przy stoliku w kącie.
- O co chodzi? - spytałam, trzymając torebkę na kolanach.
- Przepraszam za to co wczoraj zrobiłem. - powiedział skruszony. - Byłem pijany...
- Nie mnie powinieneś przepraszać. - warknęłam, patrząc wściekle na chłopaka. - Tylko moją babcię. Co Ci strzeliło do tego głupiego łba, żeby drzeć się o 3 w nocy? - sapnęłam. - Jesteś idiotą! Babcia mogła dostać zawału!
- Wiem, przepraszam. Naprawdę jest mi głupio. Twoją babcię też przeproszę, ale najpierw wolałem Ciebie. - powiedział smutno. - Mama zaprasza was dzisiaj na kolację. - szepnął, przeczesując dłonią włosy.
- Jak ona się czuje? Nieźle ją zdenerwowałeś. Swoją drogą, wszystkich wczoraj zdenerwowałeś. Masz szczęście, że nikt nie zadzwonił po policję.
- Rodzice się do mnie nie odzywają. - mruknął.
- Myślę, że to za słaba kara.
- Sav, w ogóle mi nie pomagasz.
- Nie mam zamiaru. Zrobiłeś gówno, to je teraz posprzątaj, Justin. Jesteś już prawie dorosły, ale tak naprawdę wygląda jakbyś zatrzymał się w podstawówce. To co zrobiłeś było cholernie nieodpowiedzialne. - powiedziałam, wstając. - Muszę iść na lekcję. - nałożyłam torebkę na ramię i wyszłam z biblioteki. Niech sobie nie myśli, że będzie mu tak łatwo, po tym jak naraził moją babcię na zawał serca. Ona nie ma 16 lat, jest stara i schorowana. Zresztą, co za idiota chodzi o 3 w nocy i wykrzykuje różne głupoty?
- Savannah? Coś się stało? - usłyszałam za sobą Daniela.
- Nie. - uśmiechnęłam się natychmiast. Gdyby nie to, że uśmiech ćwiczyłam od najmłodszych lat do pokazu, to już dawno bolałyby mnie policzki od tego sztucznego gestu.
- Wyglądasz na zestresowaną. - powiedział, dotrzymując mi kroku.
- Źle spałam. - wzruszyłam ramionami.
- Rano tak nie wyglądałaś. - zaśmiał się. - Ale okej, rozumiem. - Um, Savannah?
- Tak? - zatrzymałam się na chwilę. Proszę, nie zapraszaj mnie na randkę, ani żadną kawę. Proszę, proszę..
- Masz ochotę gdzieś wyjść dzisiaj? - spytał, drapiąc się po karku.
Cholera.
- Dzisiaj nie mogę, muszę się zająć babcią, innym razem.
- Och, okej. - zagryzł wargę zawiedziony.
- Hej, serio. Innym razem się wybierzemy. - uśmiechnęłam się lekko.
- Obiecujesz? - spytał, mrużąc brwi.
- Tak. - zaśmiałam się cicho.
- To zjedz ze mną chociaż lunch.
- W porządku. - skinęłam głową, zakładając kosmyk włosów za ucho.
- To..do zobaczenia na stołówce. - uśmiechnął się szeroko i pobiegł w drugą stronę.
Westchnęłam, lekko się uśmiechając i ruszyłam przed siebie, kiedy zostałam bezczelnie trącona ramieniem.
- Uważaj jak chodzisz. - warknęła po hiszpańsku, Victoria.
- Mówiłam Ci, że nie rozumiem Twojego języka. - spiorunowałam dziewczynę wzrokiem. Niech sobie nie myśli, że mam zamiar kłaniać jej się na każdej przerwie i lizać podróbki Gucciego.
- Nie zadzieraj ze mną. - syknęła, podchodząc bardzo blisko mnie, tak, że nasze nocy niemal się stykały.
- To Ty ze mną zadarłaś. - szepnęłam wściekle.
- Nie wiesz z kim rozmawiasz. - wycedziła przez zaciśnięte zęby. Jej ton był tak jadowity, że śmiało jej ślina może zabijać w ciągu kilku sekund.
- Ze szkolną dziwką? - uniosłam brew.
Dziewczyna szeroko otworzyła oczy i uniosła rękę, w celu uderzenia mnie.
- Nie waż się jej dotykać, Victoria. - wrzasnęła Chloe, popychając dziewczynę na szafki.
- Nazwała mnie dziwką. - sapnęła.
- A nie jesteś nią? - spytała unosząc brwi.
- Chloe, nie prowokuj mnie. - warknęła dziewczyna, podchodząc do brunetki.
- Nie, Victoria. To Ty! Nie prowokuj mnie! Jeśli chcesz możemy Cię zawiesić w szkole i będziesz mogła tylko pomarzyć o balu maturalnym. - uśmiechnęła się dziewczyna.
- Nie zrobisz tego! - krzyknęła Victoria, mrużąc oczy.
- Chcesz się przekonać? - zapytała Chloe, zakładając ręce na piersi. - Nie waż się tknąć żadnej dziewczyny z tej szkoły. - krzyknęła przewodnicząca, po czym złapała mnie za łokieć i ruszyłyśmy dalej. - Wszystko w porządku? - spytała.
- Tak. - uśmiechnęłam się lekko.
- Naprawdę nazwałaś ją dziwką? - zaśmiała się Chloe, siadając na schodach.
- Tak. - wzruszyłam ramionami. - Miałam z taki dziewczynami do czynienia w starej szkole. - powiedziała, przełykając ślinę - Jeśli nie pokaże się im, że się ich nie boi, to Cię zniszczą.
- Cholera, nie wiedziałam, że jesteś taka zadziorna Grey. - parsknęła dziewczyna. - Zawsze jesteś taka cicha.. - pokręciła głową. - Ale cicha woda brzegi rwie. - uśmiechnęła się szelmowsko. - Swoją drogą...co robiłaś z Danielem? - spytała, zagryzając wargę.
- Rano biegałam i wybiegłam trochę za daleko...wpadłam na Daniela i zaproponował mi podwózkę. - wzruszyłam ramionami, siadając obok dziewczyny.
- Daniel to fajny chłopak.
- Nie mam zamiaru się z nikim wiązać. - mruknęłam.
- Dlaczego? - pisnęła. - Jesteś super laska. To znaczy...no...powinnaś się umawiać z chłopakami.
Milczałam, patrząc przed siebie.
- Och, rozumiem. Mam nadzieję, że kiedyś mi powiesz. - powiedziała smutno.
Pieprzyć to, znam ją ponad miesiąc. Kiedyś się dowie. Chloe jest dziewczyną Christiana, co oznacza, że mogę jej zaufać.
- Mój chłopak zginął ponad dwa miesiące temu. - odchrząknęłam, chcąc pozbyć się wzbierających się łez.
- Och, Boże, tak mi przykro! Przepraszam, nie powinnam Cię tak męczyć. - powiedziała skruszona dziewczyna.
- W porządku. - uśmiechnęłam się lekko. - Prędzej czy później i tak bym Ci powiedziała. Wyglądasz na dziewczynę, której można ufać.
- Nie bez powodu jestem przewodniczącą. - zaśmiała się. - Mogę Cię przytulić? Christian mówił, że tego nie lubisz...dlatego pytam. - zagryzła wargę.
- Och...um...w porządku. -szepnęłam.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i mocno mnie uściskała.
- O-okej. wystarczy. - szepnęłam.
- Hej, kiedyś to polubisz. Zobaczysz. - zachichotała. - Wiesz, musimy wybrać się na zakupy. - powiedziała, lustrując mój strój.
- Co jest nie tak z moim strojem? - zmarszczyłam brwi.
- Ubierasz się jak nauczycielka, a to nie jest sexy. - wydęła wargi. - No dobra, niektórych chłopców to podnieca. - przewróciła oczami. - Ale...masz 17 lat, powinnaś się ubierać bardziej na luzie.
- W poprzedniej szkole wszyscy chodzili tak ubrania.
- W szkole dla sztywniaków? - zachichotała. - Nieważne, chodźmy na lekcję. Co masz?
-Um...-wyciągnęłam z torebki plan. - fizykę.
- To lekcja z Ashtonem. Musimy go znaleźć. - powiedziała, wstając i wyciągając do mnie rękę, którą natychmiast chwyciłam.
- Justin! - krzyknęła Chloe, przemierzając korytarz.
Chłopak rozejrzał się po korytarzy, aż jego wzrok padł na nas.
- Gdzie Ashton? - spytała, całując chłopaka w policzek.
- Nie wiem, nie było go na matematyce. - wzruszył ramionami. - Stało się coś? - spytał, spoglądając na mnie.
- Savannah ma fizykę, chciałam, żeby poszła z Ashtonem.
- W porządku, zaprowadzę ją. - uśmiechnął się leniwie.
- Wiem gdzie to. - mruknęłam.
- Och, Sav. Daj spokój. Znowu się z kimś pokłócisz. - przewróciła oczami.
- Pokłóciłaś się z kimś? - spytał Justin, marszcząc brwi.
- Victoria ją zaczepiła. Dobra, ja spadam. Cześć. - powiedziała, całując mnie w policzek.
- Chodź. - Justin skinął głową.
Przewróciłam oczami i ruszyłam za nim.
- Więc o co chodzi z Vi?
- O nic. - wzruszyłam ramionami.
- Sav, przestań się już na mnie gniewać. - westchnął chłopak, oblizując usta. - Przeprosiłem przecież.
- Przepraszam tu nie wystarczy. Naraziłeś życie mojej babci.
- Byłem pijany, nie wiedziałem co robię. Jest mi naprawdę przykro. Dostałem już nauczkę od Twojej babci. - szepnął.
- Właśnie. Mocno Cię uderzyła? - spytałam, krzywiąc się lekko.
- Sama zobacz. - westchnął, przystając. Zdjął plecak i podciągnął bluzkę na plecach.
- Cholera. - sapnęłam, przejeżdżając delikatnie dłonią po tworzącym się siniaku na plecach.
- Ledwo wstałem. - mruknął, obniżając bluzkę. - Skąd do cholery, Twoja babcia ma kij bejsbolowy w domu? - spytał, zakładając plecak.
- Uch...wydaje mi się, że to mój kij z czasów, kiedy tu przyjeżdżałam. Albo Christiana. - zagryzłam wargę.
- Cholera. Musisz go koniecznie wyrzucić, albo Twoja babcia kogoś zabije.
- Miałeś szczęście, że tego nie zrobiła. - wydęłam wargi.
- Sav, proszę, przestań się już gniewać.
Przewróciłam oczami, wzdychając. - Okej. - pokręciłam głową.
- Super. - uśmiechnął się, po czym mocno mnie przytulił, całując w policzek.
- Ej, nie rozpędzaj się. - warknęłam, odpychając od siebie chłopaka.
- Przepraszam. - zaśmiał się. - Chodźmy na lekcję.
*Justin*
Cholera, spieprzyłem sprawę. Spieprzyłem i to dosłownie. Co mi wpadło do głowy, żeby wrzeszczeć pod jej oknem w nocy?
- Gdzie idziesz? - spytała oschle mama.
- Do kwiaciarni, a później przeprosić Panią McAllister.
- Dobrze. - wydęła wargi. - Pamiętaj, żeby ją zaprosić na dzisiejszą kolację o 19.
- Wiem. - przewróciłem oczami, po czym wyszedłem z domu.
Wsiadłem do samochodu, od razu włączając radio i ruszyłem w stronę najbliżej kwiaciarni.
- Dzień dobry. - przywitałem się, wchodząc do sklepu.
- Dzień dobry. - odpowiedział starszy mężczyzna.
- Potrzebuję kwiatów dla Pani McAllister. - powiedziałem, zagryzając nerwowo wargi.
- Cholera, chłopcze. Masz zamiar jej się oświadczyć? - zaśmiał się.
- Nie, muszę ją przeprosić. - westchnąłem.
- W porządku. Zaraz skomponuję Ci bukiet kwiatów, które lubi. - uśmiechnął się.
Po piętnastu minutach dostałem gotowy bukiet przybrany różnymi kolorowymi kwiatami.
- Dziękuję. - uśmiechnąłem się płacąc, po czym wyszedłem.
Po drodze do domu Sav, wskoczyłem jeszcze do sklepu, gdzie kupiłem bombonierkę.
Zaparkowałem samochód pod domem Pani McAllister, wysiadłem, biorąc ze sobą bombonierkę i bukiet, po czym ruszyłem do wejścia. Zapukałem trzy razy i czekałem, aż ktoś mi otworzy.
awww jak słodko xx chcę już Sav i Jussa razem .
OdpowiedzUsuńUwielbiam to *-*
OdpowiedzUsuńTak bardzo idealny rozdział :)
@ayejdbx
Rozdzial byl chyba jednym z najlepszych ktore do tej pory napisalas Justin nie byl dupkiem i nie myslal ciagle o seksie bylo smiesznie i milo :)
OdpowiedzUsuńJejku nie mogę się doczekać aż Sav będzie z Justinem *-*
OdpowiedzUsuńZapraszam.na moje tłumaczenie :) http://tlumaczenie-irreplaceable.blogspot.com
a ja nie chcę ich razem (:
OdpowiedzUsuńfajnie ale chcę juz Sav i Jussa razem :c @swaggiexx
OdpowiedzUsuńJest super najlepsza jest Chloe
OdpowiedzUsuńBoże jak ty świetnie piszesz :o Zazdroszczę Ci tego strasznie :* Pisz dalej i nie przestawiaj, bo to najlepsze opowiadanie jak czytam! Wszystko jest świeeetne :D
OdpowiedzUsuńNo i poza tym inspirujesz mnie i może dzięki Tobie powrócę do pisania. Jesteś wspaniała :D
3mam kciuki i zyczę duuużo weny <3
Cudoo <3 Hahahahha,ale dobrze, że babcia mu dowaliła;) Fajnie by było jakby była jakaś imprezka i Sav poszła by z Chloe, a Justin by ją podrywał ;P (nie nic tak sobie tylko wymyślam dalszą część) ;* Powodzenia na tym i drugim blogu :*****
OdpowiedzUsuńhaha justin najlepszy<3czekam na nexta<3
OdpowiedzUsuńKocham!
OdpowiedzUsuńSwietny rozdzial. cudnie piszesz. Czekam na nn :) //@NoughtyButNice3
OdpowiedzUsuńKij bejsbolowy <3 Hahha nie no, niesamowity rozdział jak zawsze. Dobrze, że nic nie dzieję się tak szybko. ;) czekam na nn ;)
OdpowiedzUsuńHahaa! Boszeee babcia Sav jest super! Kiedy miedzy Justinem, a Savanno bedzie sie ukldac? ;//
OdpowiedzUsuń"Bo twoja babcia kogoś zabije" lovv Jus :D świetny! ;))
OdpowiedzUsuńJeju Justin jest coraz słodszy i mam nadzieje ze w końcu się zaprzyjaznia *.* Swietny rodział i czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńJustin jest taki dhfbyr fbffdjfhj..hha
OdpowiedzUsuńZajebisty rozdział.. czekam na nn
świetny, czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńJustin taki słodki aw haha. Do nastepnego x @jay_nicoole
OdpowiedzUsuńUuu...Babka umie się zamachnąć. Ojoj...
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Czekam na nn.
Słodki Justin <3
OdpowiedzUsuńNEXT <3
OdpowiedzUsuńTeż chce babcie z kijem bejsbolowym!!!!
OdpowiedzUsuńA tak wgl to kolejny udany rozdział :)
Babcia pierwsza klasa :D
OdpowiedzUsuńhahhahah ale JUstin się teraz naprzeprasza :D
Świetny kocham to ! <33
OdpowiedzUsuńHahah kochaam to opowiadanie ! Rozdział supeer , hahah babcia wymiaata :D
OdpowiedzUsuńCHCĘ NASTĘPNY <3
OdpowiedzUsuńGenialny, i znowu mnie zaskakujesz mala :*
OdpowiedzUsuńJustin jaki ass hehehe, mam nadzieję, że się ogarnie i nie bd takim lovelasem. :D LUbię, jak piszesz, czytałam wcześniej Lole i teraz to, naprawdę fajnie. To mój tt. @nuitdrew
OdpowiedzUsuńhttp://as-long-as-you-live-love-me.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana. Gratuluje!!! Więcej info > http://mystory23love.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńaw cudny rozdzial, nie moge sie doczekac az cos zacznie sie dziac miedzy sav a justinem shdghj czekam nn
OdpowiedzUsuńCiągle czekam na to, aż Sav i Justin będą razem :) Nie mogę się doczekać <3 Kocham Twojego bloga :)) / @zakochana_w_JB
OdpowiedzUsuńTo jest takie cudownne, kocham tego bloga ! ;) @forevermindSWAG
OdpowiedzUsuńFajny rozdział, jak każdy. Mogłabyś tylko rb częściej z Justina lepszego chłopaka, a nie wciąż frajera, wiadomo trzeba troszkę dodać akcji i zrobić z niego lekkiego gnojka, ale wiesz z umiarem. Mam tylko też nadzieję, że to opowiadanie nie bd tak zakończone, jak Lola, bo umiesz pisać o szczęściu to nie jest tak, że nie umiesz, chyba bardziej, że nie chcesz, to tylko uwaga nie hejt, więc tego tak nie odbiera. Mówię co myślę,a tego przecież oczekujesz co jest na plus, a co na minus. Mam nadzieję, że skończysz to opowiadanie dobrze. :)
OdpowiedzUsuń@nuitdrew to mój tt. Pisałam już o rozdziale, ale zapomniałam dodać tt. :)
OdpowiedzUsuńTwoje rozdziały są świetne *.*
OdpowiedzUsuń@EmiliaWojta
Boski *,*
OdpowiedzUsuń