- To nie tak jak myślisz. - szepnęłam do dziewczyny.
- Sav, po prostu trzymaj się z dala od mojego chłopaka.
Ja i Christian? Fu, to mój brat. Właśnie, muszę mu to jakoś powiedzieć. Zasługuje na to, żeby wiedzieć.
- Chloe, nie chcę,żebyś była na mnie zła. - szepnęłam
- Nie jestem. - mruknęła obojętnie, patrząc na nauczyciela. - Dopóki będziesz się trzymała z dala od Christiana.
- Chloe...
- Dość Sav. Nie chcę tego słuchać, pozwolisz, że będę teraz słuchała nauczyciela? - fuknęła, patrząc na mnie.
- Okej. - szepnęłam, zwijając wargi do środka.
Kiedy zadzwonił dzwonek, Chloe wybiegła z klasy, nie obdarzając mnie nawet przelotnym spojrzeniem. Ugh. To głupie, że obraża się na mnie o coś takiego. Nie nakryła mnie z Christianem, tylko z Justinem. Założyłam torbę na ramie i również wyszłam z klasy. Na następnej lekcji siedzę z Justinem. Ruszyłam korytarzem do następnej klasy, kiedy nagle zostałam mocno uderzona w ramie. Natychmiast spojrzałam w stronę, gdzie mogła znajdować się przyczyna bólu. Victoria. Och.
- Uważaj jak chodzisz. - zachichotała, puszczając do mnie oczko.
Chętnie zmyłabym Ci ten uśmieszek z twarzy, zdziro.
Zmroziłam wzrokiem dziewczynę i ruszyłam dalej w stronę klasy, gdzie miała odbyć się kolejna lekcja. Usiadłam na schodkach i cierpliwie czekałam na dzwonek, patrząc tępo w podłogę.
- Co jest? - zagadnął Christian, siadając obok mnie.
Podskoczyłam nieco przestraszona i od razu pokręciłam głową.
- Nic. - wzruszyłam ramionami.
- Chodzi o Daniela? - spytał, wzdychając. - Sav, nie martw się tym dupkiem, załatwimy to z chłopakami.
- Co? - spojrzałam zaszokowana na blondyna. Mają zamiar to załatwić? Nie! - Jak chcecie to załatwić?
- Tak, żeby sie od ciebie odczepił.
- Nie chcę, żeby komuś stała się krzywda. - mruknęłam, zagryzając wargę.
- Lepiej, żeby stała się tobie? - prychnął, kręcąc głową.
- Może zostawmy to po prostu w spokoju?
- Myślisz, że ten kutas Ci tak szybko odpuści poniżenie go przed całą szkołą? - zaśmiał się gorzko. Racja, nikt by sobie na coś takiego nie pozwolił.
- Nie chcę, żebyś się tym zajmował. - znowu zawiesiłam wzrok na podłodze.
- Siemanko! - krzyknął Justin, przychodząc z Chloe.
- A Ty co? - blondyn spojrzał dziwnie na swoją dziewczynę.
- Nic. - wzruszyła ramionami, dalej stojąc obok Justina.
- Chloe? - westchnął. - O co chodzi?
- Porozmawiamy po szkole. - mruknęła, patrząc na niego obojętnie. Jejku, serio? Jak można się obrazić aż tak! Przewróciłam oczami wstając i ruszyłam do klasy.
- Sav? A Tobie co? - spytał Justin, siadając obok mnie.
- Nic. - wzruszyłam ramionami, dopiero po chwili zorientowałam się, że zachowuję się jak Chloe. - Chloe jest na mnie zła. - szepnęłam.
- O co? - zmarszczył brwi.
- Jest zazdrosna, chyba. - zagryzłam wargę, spuszczając wzrok. - bo...chyba nas słyszała..- zaczęłam bawić się nerwowo palcami. - Wiesz...jak rozmawialiśmy..i powiedziałam jej, że to nic takiego...że się tylko przyjaźnimy, bo w zasadzie nie wiem ile usłyszała. -wyszeptałam, zaczesując włosy na bok. - i myśli, że przyjaźnię się tak samo z Christianem, więc..musiała usłyszeć dużo.
Justin tylko prychnął śmiechem.
- Co w tym śmiesznego? - warknęłam, patrząc na niego wściekle. Dupek.
- Chloe to zazdrosna dziewczyna. Nie martw się, pogadam z nią.
- Nie! - powiedziałam nieco głośniej niż miałam w zanadrzu, przez co kilka osób spojrzało w naszą stronę. - Nie wtrącaj się w to. - szepnęłam, patrząc na niego z ukosa.
- Okej, więc jak masz zamiar to załatwić? - uniósł brwi w oczekiwaniu na odpowiedź.
- No...-zaczęłam bawić się paznokciem. - Porozmawiam z nią i..
- Nie. - powiedział stanowczo.
- Co nie? - zmarszczyłam brwi, patrząc na niego zdezorientowana.
- Chcesz skończyć układ.
- Tak. - skinęłam głową. - To nie ma sensu.
- Ma. - warknął, kładąc rękę na moim kolanie. - Nie będziemy tego kończyli, bo Chloe wariuje. - prychnął.
- Justin..to chore co robimy. - szepnęłam.
- Państwo Bieber! Uspokoicie się? - krzyknęła nauczycielka, klaszcząc w dłonie, żeby zwrócić naszą uwagę.
- Przepraszam. - mruknęłam pod nosem, rumieniąc się.
Po dzwonku ruszyłam sama do wyjścia, gdzie powinien czekać na mnie kierowca, jednak nim wyszłam ze szkoły, mój wzrok przykuła dobrana stylizacja, pasująca do mojej mamy i jeszcze ten zapach. To ona.
- Mama? - zmarszczyłam brwi, przystając.
- Savannah. - uśmiechnęła się firmowo.
- Co tu robisz? - spytałam, jeszcze bardziej marszcząc brwi.
- Przyjechałam odebrać Cię ze szkoły. - wzruszyła ramionami.
Co? Myślałam, że skończyłam już podstawówkę.
- Mamo, od tego mam kierowcę.
Kobieta zacisnęła mocniej szczękę, słysząc jak zwracam się do niej mamo, ale zaraz natychmiast powrócił ten firmowy uśmiech.
- Pojedziemy na zakupy...to. - zrobiłam palcem koło, nawiązując do mojego stroju. - Hm. - skrzywiła się, szukając odpowiedniego słowa. - Nie będziesz nosiła takich rzeczy. Jesteś moją córką i musisz mnie również reprezentować. Córka projektantki nie może chodzić w byle czym. - zaśmiała się gorzko i ruszyła do wyjścia.
- Wszyscy tu tak chodzą. - wzruszyłam ramionami. - Mi się podoba...i jest wygodne.
- Savannah, moda nie ma być wygodna. - pokręciła głową.
- Jadę do Christiana. - oznajmiłam.
- Jedziemy na zakupy. - powiedziała ostro, wchodząc do samochodu.
- Nie mam ochoty na zakupy. Wydaj te pieniądze na samolot. - założyłam ręce na piersiach, stojąc przy samochodzie.
- Savannah! Czy Ty mnie właśnie wyprosiłaś z domu? - zmarszczyła brwi. - Jak masz zamiar sobie poradzić, kiedy Hannah jest w szpitalu?
- Normalnie. - wzruszyłam ramionami. - Tak jak w domu.
- W domu miałaś rodziców i służbę, która wszystko za Ciebie robiłam.
- Tak, miałam tylko służbę. - odwróciłam się na pięcie i wróciłam z powrotem do szkoły.
Czy ten dzień może być jeszcze gorszy?
Wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer Christiana.
- Hej. - przywitałam się nieco skrępowana.
- Hej. - odpowiedział.
- Co robisz? - zagryzłam dolną wargę, wychodząc na boisko za szkołą, gdzie grali chłopcy w kosza.
- Jadę do domu, Chloe zaraz do mnie wpadnie, a co się stało? - spytał.
- Och, w takim razie nie zawracam Ci głowy. Pogadamy innym razem.
- Coś się stało? - spytał podejrzliwie.
- Nie.. - pokręciłam głową, siadając na trybunach. - Mama przyszła do szkoły..
- Tak, widziałem ją. O co chodziło?
- Chciała mnie zabrać na zakupy. - przewróciłam oczami.
- To...chyba okej?
- Nie, pokłóciłyśmy się trochę...znaczy się, tak jakby kazałam jej stąd wyjechać. - zwinęłam wagi do środka patrząc na swoje buty.
- Tak jakby?
- Powiedziałam, że za te pieniądze, które chciała przeznaczyć na zakupy, może kupić sobie bilet na samolot. - westchnęłam.
- Hohohho, mała buntowniczko! Jak zareagowała?
- Myśli, że sobie bez niej nie poradzę, skoro babcia jest w szpitalu.
- Jennifer. - zaśmiał się chłopak.
- Cóż, chciałam tylko pogadać, ale skoro jesteś zajęty, to wrócę do domu.
- Przepraszam, może później wpadnę?
- Nie, nie trzeba. Do jutra.
- Pa, mała. - rozłączył się.
Schowałam telefon do kieszeni i spojrzałam na boisko, gzie rozgrywał się mały mecz. Zaczesałam włosy do tyłu i wstałam, zabierając ze sobą torebkę.
- Grey! - ktoś krzyknął, na co sie odwróciłam, mrużąc oczy przez słońce.
To Justin. Zaczął machać ręką, żebym do niego podeszła. Założyłam torebkę na ramie i zaczęłam schodzić ostrożnie po schodach, żeby się nie przewrócić.
- Hej. - uśmiechnęłam się do szatyna.
- Siemanko, co tu robisz? - spytał, ścierając pot z czoła frotką, którą miał na ręce.
- Nudzę się. - wzruszyłam ramionami, własnie miałam jechać do babci.
- Mogę Cię zawieźć.
- Nie trzeba, mogę zadzwonić po kierowce.
- Daj spokój. - przewrócił oczami i zdjął mi torebkę z ramienia. - Umiesz grać w kosza?
- T-tak. - skinęłam głową.
- Świetnie. - puścił mi oczko. - Chłopaki! Biore Sashe do grupy.
- Bieber! Nie było mowy o laskach! - krzyknął czarnoskóry chłopak. - My ją bierzemy.
- Znajdź sobie inną! - odkrzyknął Justin, prowadząc mnie pod kosz.
- Kto to? - zagadnął brunet, podchodząc do nas.
- Sasha Grey. - przedstawił mnie szatyn, przez co uderzyłam go pięścią w brzuch.
- Jestem Savannah. - uśmiechnęłam się lekko do chłopaka.
- Trey. - przedstawił się, podając mi dłoń, którą uścisnęłam. - Więc witam w grupie. - uśmiechnął się czarująco, niemal zapierając mi dech w piersiach.
- Może zaczniemy grać? - fuknął znudzony Justin.
- Spokojnie, młody. - zaśmiał się Trey i odszedł do reszty chłopaków.
- Młody? - zachichotałam.
- Jest starszy o trzy lata. - przewrócił oczami i razem ruszyliśmy do reszty, gdzie poznałam resztę składu, po czym zaczęliśmy grę.
Na początku mało co orientowałam, wszyscy mi się mylili, ale po chwili do nich dołączyłam. Dostałam piłkę od Harrego i zaczęłam kozłować, idąc z piłką w stronę kosza, starałam się wszystkich unikać, kiedy jeden z chłopaków złapał mnie za biodra, przyciskając do siebie, drugą ręką udawał, że zabiera mi piłkę.
- Kręć bioderkami. - zaśmiał się.
Wyprostowałam się i odskoczyłam od chłopaka.
- Eric! Żółta kartka za molestowanie mojego ziomka! - krzyknął Trey.
- Ale to jest kosz! - krzyknął chłopak, prostując się.
- Molestowanie to molestowanie, kładź swoją dupe na ławce! - pokazał na niego groźnie palcem.
- To miała być męska gra! - fuknął.
- I tak byś zrobił co zrobiłeś. - parsknął Justin.
- Pieprzcie się! - mruknął, idąc w stronę ławki.
- Ja już...pójdę. - zagryzłam wargę, kładąc piłkę na ziemi.
- Nie, zostań, nie przejmuj się tym dupkiem. - powiedział Trey, podchodząc do mnie.
- Muszę jeszcze wstąpić do szpitala.
- Po co? - zmarszczył brwi.
- Moja babcia tam leży. - odpowiedziałam .
- Przykro mi, wszystko z nią już w porządku?
- Tak. - uśmiechnęłam się.
- Może Cię odprowadzę?
- Lepiej nie przerywaj gry, na pewno Cie potrzebują, ja ją zawiozę. - wtrącił się Justin.
- Tak, Justin obiecał, że mnie zawiezie,przepraszam. - powiedziałam, rumieniąc się.
- Spoko, innym razem. - uśmiechnął się.
- To co? Idziemy? - zagadnął Justin.
- Tak. - skinęłam i odwróciłam się. - Cześć. - krzyknęłam do wszystkich.
- Hej! Savannah! - krzyknął Trey,
- Tak? - odwróciłam się.
- Co dzisiaj robisz? Wieczorem.
- Hmm...chyba nic ciekawego. - wzruszyłam ramionami.
- Wpadnij do mnie na imprezę.
- Nie wiem nawet gdzie mieszkasz..
- Spokojnie, młody też będzie, więc przywiezie Cię, prawda? - spojrzał na Justina.
- Savannah raczej nie chodzi na imprezy..
- Chętnie przyjdę. - spojrzałam na szatyna.
- W takim razie ją przywiozę. - westchnął.
- Świetnie! Do zobaczenia wieczorem. - puścił mi oczko i odszedł.
Odwróciłam się i ruszyliśmy z Justinem do auta.
- Kierowca może mnie tam zawieźć..- powiedziałam, zapinając pas.
- Jest okej, też tam jadę, więc wezmę Cie po drodze.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się lekko.
Nie rozmawialiśmy aż do szpitala.
- Zaczekam tu na Ciebie. - powiedział, parkując samochód.
- Dzięki, postaram się wrócić szybko. - wysiadłam z samochodu i pobiegłam do szpitala, a później prosto do babci sali.
- Cześć babciu. - przywitałam się, zamykając za sobą delikatnie drzwi.
- Savannah. - uśmiechnęła się ciepło.
Podeszłam do kobiety i pocałowałam ją w czoło. - Jak sie czujesz? - spytałam.
- Jakbym miała 30 lat. - zaśmiała się.
- To dobrze. - zawtórowałam jej. - Kiedy Cię wypuszczą?
- Za dwa dni.
- Cieszę się. - ścisnęłam jej dłoń pokrzepiająco.
- A co u Jennifer? - spytała.
- Mało rozmawiamy. - przewróciłam oczami. - Wiesz jaka jest.
- Popełniłam błąd podczas wychowywania jej. - westchnęła.
- Babciu, to nie Twoja wina. Mama była kiedyś...mamą.
- Mogłam ją wychować na silną kobietę.
- Babciu..
Do sali weszła pielęgniarka - Przepraszam, ale nie ma o tej godzinie odwiedzin. - powiedziała zaszokowana moją osobą w tym pomieszczeniu.
- Przepraszam, ja tylko na chwilę..- zagryzłam wargę, rumieniąc się.
- Myślę, że ta chwila już minęła.
- Do zobaczenia babciu, jutro Cie odwiedzę. - szepnęłam całując ją w czoło i wyszłam.
- Już jestem. - oznajmiłam wsiadając.
Justin mruknął tyko coś pod nosem i ruszył.
- To... o której mam być gotowa? - spytałam, kiedy byliśmy już pod naszymi domami.
- O 22.
- Okej...to...do zobaczenia. - zwinęłam usta do środka i wyszłam z samochodu.
Wszyscy są dzisiaj jacyś dziwni, ten dzień jest dziwny.
Weszłam do domu, zdjęłam buty i kurtkę i poszłam do kuchni, gdzie przygotowałam sobie coś do jedzenia. Brakuje mi rodziców. Oni nie są tymi samymi ludźmi. Chcę, żeby byli tacy jacy byli przed wypadkiem. Och, nie powinnam o tym myśleć. Jadę na imprezę, powinnam skakać ze szczęścia i wybierać sukienkę. Czasami brakuje mi kogoś takiego, komu będę mogła o wszystkim powiedzieć, kto będzie ze mną spędzał czas, plotkował, rozmawiał o chłopakach. Chciałabym mieć przyjaciółkę, nie takie jak miałam wcześniej. Nie, nie nazwałabym je nawet znajomymi. To okropne, jak wszyscy się odwrócili po śmierci Logana. Nie mówię, że nikt nie przychodził, chodzi o to, że te dziewczyny tak szybko o tym zapomniały. Ich wyjściem z takiej sytuacji były zakupy w chanel, odnowa paznokci. Po dwóch dniach przyszła do mnie Niki, pierwsze co, to pokazała mi swoją nową torebkę, o której później nie mogła przestać gadać. Nieważne, że dopiero co straciłam chłopaka. Bycie samej jest do dupy na dłuższą metę.
Zjadłam obiad i ruszyłam na górę, gdzie zabrałam się za odrabianie lekcji. Nawet się nie zorientowałam kiedy zasnęłam.
- Sasha, nie ma opierdalania! - ktoś krzyknął, na co natychmiast zeskoczyłam z łóżka.
- Czyś Ty zgłupiał! - krzyknęłam, przestraszona. Pieprzony Justin Bieber. - Nie mogłeś zrobić tego delikatniej?
- Mogłem, ale wtedy nie pojechalibyśmy na imprezę. - uśmiechnął się cwaniacko, zagryzając wargę.
- Ugh.. - przewróciłam oczami zniesmaczona. - Co tu robisz?
- Miałem Cię zabrać na imprezę.
- O 22
- Jest 22:15. - powiedział, spoglądając na złoty zegarek na nadgarstku.
- O cholera! Przepraszam, zasnęłam! - przyłożyłam dłoń do ust i pobiegłam do łazienki. - Zaraz będę gotowa! - krzyknęłam wchodząc pod prysznic. Umyłam się najszybciej jak mogłam, po czym pobiegałm do pokoju w ręczniku po bieliznę.
- Po co Ci ten ręcznik? - spytał zdziwiony.
- Zabawne. - zmrużyłam oczy, wbiegając z powrotem do łazienki, następnie wybiegłam w bieliźnie i zaczęłam przebierać sukienki, aż trafiłam na idealną.
- Może być? - spytałam, kiedy miałam już na sobie sukienkę.
- Jest..seksowno-słodka. - uśmiechnął się, lustrując mnie wzrokiem.
- Czyli okej. - uśmiechnęłam się, łapiąc za szczotkę i zaczęłam rozczesywać włosy. - Okej, gotowa! - oznajmiłam.
- A buty? - zaśmiał się, wskazując na moje nogi.
- Zapomniałam. - mruknęłam, wyjmując z szafy białe szpilki, które włożyłam zaraz na stopy. - Chodźmy. - wydyszałam zmęczona już całym tym bieganiem.
- Spoko, to tylko impreza. Nie musimy tam wcale iść..
- Musimy! - powiedziałam stanowczo.
- Skoro nalegasz. - mruknął, wstając niechętnie. - To chodźmy. - powiedział, klepiąc mnie w tyłek.
- Hej, uważaj! - fuknęłam, grożąc mu palcem.
- Nie jesteś przypadkiem spóźniona? - uniósł brwi rozbawiony.
- Masz szczęście, inaczej nie byłoby tak zabawnie! - mruknęłam groźnie.
- Savannah, możesz starać się być groźna, ale dla mnie zawsze będziesz Sashą Grey. - zaśmiał się.
- Dupek. - splunęłam, schodząc po schodach.
Wyszliśmy z mojego domu i wsiedliśmy do samochodu Justina.
- Skąd znasz Treya? - spytałam, patrząc na chłopaka z ukosa.
- Chodził kiedyś do naszej szkoły, był kapitanem drużyny koszykarskiej. - powiedział beznamiętnie.
- Jaki jest?
- Okej. - wzruszył ramionami.- Jesteśmy - powiedział po chwili, parkując przed ogromną willą.. Cholera. Czuję się, jakbym przyszła na własną imprezę w Atlancie. Nie boi się robić takich imprez? Na pewno ma wiele zniszczeń i kradzieży.
- Wychodzisz? - Spytał Justin, otwierając mi drzwi.
- Tak, jasne. - potrząsnęłam głową, żeby ożywić umysł i wstałam, łapiąc się ręki Justina, która zaraz owinęła się wokół mojego pasa. - Hm, miałeś zamiar powiedzieć mi o tej imprezie? - spytałam.
- Nie lubisz imprez.
- Czyli nie. - pokręciłam głową.
- Chyba nie jesteś zła? - spytał, otwierając drzwi.
- Nie. - uśmiechnęłam się lekko, przysuwając się jeszcze bliżej do Justina, przez tłum panujący w domu.
- Będzie tu też pewnie Christian z Chloe, pisałem mu, że tu będziesz.
- Oh, super. - przynajmniej będę już kogoś znała.
- Z tyłu jest basen...więc...jeśli nie chcesz być tam wrzucona...- zaczął mówić wprost do mojego ucha.
- Rozumiem, będę cały czas w domu. - pokiwałam głową.
- Dokładnie. - zsunął rękę na moje pośladki.
- Ręka. - fuknęłam, uderzając chłopaka w brzuch.
- Jaka pani nietykalna. - mruknął smutny.
- Och, zaraz zrobi mi się Ciebie żal. - przewróciłam oczami.
- Wcale nie musi. - poruszył sugestywnie oczami, klepiąc mnie lekko w tyłek.
- Złamię tą rękę, jak tylko wrócimy do domu. - uśmiechnęłam się szeroko, przystając w kuchni.
- Jasne...- prychnął, łapiąc za dwa czerwone kubki wypełnione alkoholem.- Uważaj z alkoholem, bo tym razem, jeśli mnie o coś poprosisz, zrobię to. - wyszeptał mi do ucha, wręczając kubek.
- Um...jasne...będę uważała. - wydyszałam, odsuwając się trochę od szatyna.
- Sasha! - ktoś krzyknął, następnie objął mocno w pasie, odwracając do siebie i pocałował mnie w usta. To ten chłopak co ''molestował'' mnie na boisku.
- Cześć..Eric. - uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Trey na Ciebie czeka. Napiszę mu, że Cię znalazłem. - puścił mi oczko, po czy, wskoczył na blat i zaczął pisać sms. Spojrzałam na Justina, ale jego już tu nie było. Hm.
- Więc co słychać? - zagadnął Eric, chowając telefon do kieszeni.
- Uhm... w porządku. - pokiwałam głową, podsuwając kubek do ust.
- Jesteś stąd? Nie widziałem Cię tu wcześniej.
- Przeprowadziłam się tu ponad pół roku temu do babci.
- O, super. - pokiwał głową i zlustrował mnie wzrokiem. - Ładnie wyglądasz. - puścił mi oczko.
- Dzięki. - odwzajemniłam uśmiech, upijając kolejny łyk alkoholu.
- Savannah. - w końcu ktoś użył mojego prawdziwego imienia. Odwróciłam się w tamtą stronę, napotykając Treya. - Przyszłaś. - uśmiechnął się seksownie, niemal miażdżąc moje kolana.
- Tak. - pokiwałam głową, nie mogąc przestać się uśmiechać.
- Ładnie wyglądasz. - poruszył brwiami, omiatając wzrokiem mój strój. Cholera.
- Dzięki.- zagryzłam dolną wargę. Z jego ust brzmi to naprawdę szczerze.
- Chodź, oprowadzę Cię. - puścił mi oczko, obejmując mnie w pasie. - Dzięki Eric za przypilnowanie jej.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - zaśmiał się chłopak, po czym ruszyliśmy w głąb domu.
- Masz ładny dom.
- Jest trochę za duży. - skrzywił się.
- Rozumiem Cię. - zachichotałam.
- Hej, nie jesteś chyba dziewczyną Justina, co? - spytał, prowadząc mnie...gdzieś tam.
- Nie, przyjaźnimy się.
- Z Justinem? - prychnął. - Nie ma przyjaźni między dziewczyną, a chłopakiem. Chyba, że ktoś jest innej orientacji. Jesteś lesbijką? - zmarszczył brwi, patrząc na mnie badawczo.
- Nie! - wybuchłam śmiechem. - Po prosu się z nim kumpluję.
- Okej, rozumiem. - pokiwał głową, wyprowadzając mnie za dom. - Chcesz popływać?
- Nie. - pokręciłam stanowczo głową, cała się spinając.
- Coś nie tak? - spytał zmartwiony.
- Nie, wszystko w porządku, chodźmy gdzieś indziej. - spuściłam wzrok, pocierając ręką swoje ramię.
- Zimno Ci?
- Trochę. - skrzywiłam się.
Chłopak zdjął swoją bluzę i narzucił mi ją na ramiona. Pachnie przepięknie.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Chloe! Zostaw ją! - Ktoś wrzasnął i przed moimi oczami nagle stanęła Chloe.
- Nienawidzę Cię! - wybełkotała. - Od Twojego przyjazdu wszystko się pieprzy!
- Chloe, o co chodzi? - zmarszczyłam brwi.
- O kogo? Wiem, że pieprzysz mojego chłopaka.
Co? Poczułam jak serce spada do mojego żołądka, który następnie mocno się zaciska.
- Co? - sapnęłam. - Jak możesz tak myśleć! - krzyknęłam.
- Chloe, jesteś pijana, powinnaś już wrócić do domu. - powiedział ostrożnie Trey, wychodząc jej naprzeciw, kiedy brunetka uniosła pięść, a następnie uderzył mnie w twarz.
- Chloe! - wrzasnął Christian.
Złapałam się za obolałą twarz, próbując stanąc na prostych nogach. Nie, jestem za blisko basenu. Jedna noga mi się podwinęła, przez co upadłam i wpadłam w ramiona mordercy mojej siostry. Zamknęłam oczy, czując jak woda wciąga mnie, nie chcąc wypuścić na powietrze. Dobranoc.
sprawdźcie bohaterów :)
O cholera jakie to jest zajebiste. Po prostu ty zajebiście piszesz. Juz nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Wszystko co napiszesz jest świetne. Czekam na next no i weny.
OdpowiedzUsuńTo jest świetne z niecierpliwością czekam na next :)
OdpowiedzUsuńNie przestawaj pisać bo wychodzi ci to świetnie
Ooo boże !! <3 Cudnowny rozdział :) Naprawde !! BDCBEWNCWENIJNVIJDWVWD ZAKOCHAŁAM SIE W NIM <3 <3 Nie moge sie doczekać nastepnego :33
OdpowiedzUsuńswietny rozdzial! mega mi sie podoba,na prawde jsnsnsksnsksjsosjs 💜💛 czekam na nastepny!
OdpowiedzUsuńRozdział mega <3 / @monikapxo
OdpowiedzUsuńO mój Boże! Mam nadzieje, że Sav z tego wyjdzie :o Masakra
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, czekam na kolejny :)
o boże tak <3 boże boże jak się cieszę bo nowy rozdział xd Czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział! no ciekawe co będzie dalej ;)
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział hsdbsh! Nie przestawaj pisać ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na next i weny życzę ;*
Naprawdę warto, czekać na rozdział. Dodajesz rzadko rozdziały, ale są świetne. Dużo się dzieje, jest oryginalnie i ciągle mnie zaskakujesz.
OdpowiedzUsuń;)
o kurczaki ! Co dalej ? !
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy rozdział wzbudza wiele emocji.
OdpowiedzUsuńMasz niesamowity talent do pisania a to opowiadanie zdecydowanie bije wszystkie na głowę:) Pozdrawiam serdecznie i życzę weny xx
Justin ratuj ją!! Kochaam i czekam na następny. :)
OdpowiedzUsuńJezu, boski rozdział! *-*
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością nn =) <3
OSZ KURWA MAĆ :O
OdpowiedzUsuńJUSTIN RATUJ JĄ IDIOTO!
BOŻE, CO ZA IDIOTKA CHLOE...
aleeeee cudny! czekam na kolejne i mam nadzieje,ze nie bedziemy musieli czekac miesiaca :(
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział,mam ogromną nadzieje że nie będę musiała czekać z niecierpliwością tak długiego czasu na rozdział..
OdpowiedzUsuńTwój blog jest dowodem na to że warto dłużej cZekać na rozdział. Najbardziej podobała mi się końcówka;)
OdpowiedzUsuńbardzo dobry rozdział ;)
OdpowiedzUsuńSUPER !!!! CZEKAM NA NEXT !!!! :-)
OdpowiedzUsuńbardzo fajny rozdział , czekam nn :)
OdpowiedzUsuńŚwietny!
OdpowiedzUsuńŚwietny! Boże, biedna Sav :( Jestem pewna, że zaraz ktoś rzuci jej się na ratunek tylko nie wiem czy Justin, Trey, a może Christian? Albo jeszcze ktoś inny...
OdpowiedzUsuń@monia0201
Gratulacje! Zostałaś nominowana do Liebster Award!
OdpowiedzUsuńWięcej informacji: http://guardian-angel-ff.blogspot.com/
Kocham to <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ;) czekam na nowy kc
OdpowiedzUsuńo mój boże
OdpowiedzUsuńmam nadzieję że Savahnnie nic się nie stanie, oby ♥
czekam na nn ♥
woow
OdpowiedzUsuńświetny :) czekam na nn
Genialny uwielbiam to czekam na następny xx
OdpowiedzUsuń